Wrażenia z P.I.W.O. 2025

Zgodnie z informacjami ze strony, samo P.I.W.O. miało 7 lat przerwy. Dla mnie ta przerwa była dłuższa, bo jeśli wierzyć notkom, ostatnio byłem na tej imprezie trzynaście lat temu. I pewnie tak było, choć nie pamiętam czemu. Kolizja terminów jakaś? Zapewne tak.

Jednak w tym roku dotarłem. I od razu powiem, że nie żałuję. Trochę się pozmieniało w stosunku do tego, co zapamiętałem z poprzednich edycji, muszę przyznać. Jakby większa impreza się zrobiła. Przede wszystkim, były dwie równoległe ścieżki. Czyli z rozmachem, bo z tego co pamiętam kiedyś była tylko jedna ścieżka. Sporo przyjezdnych, nie tylko ludzie z Poznania – czyli znowu, większa impreza. Podobno było niemal dwustu uczestników i choć nie mam danych z poprzednich edycji, to też wydaje mi się, że więcej. Sale, choć duże i dwie, nie sprawiały wrażenia pustych.

Organizacyjnie dobrze, mimo zmiany miejscówki w ostatniej chwili. Dobra strona z agendą. Lekkie problemy ze sprzętem (raczej dotyczyły streamingu), trochę za bardzo dmuchająca klima w jednej sali[1], lekki poślizg na początku, ale – poza tym – OK. No właśnie, był streaming na żywo, więc jeśli ktoś nie mógł dotrzeć, to mógł oglądać. Kolejna zmiana – kiedyś tego nie było. Było też LAN party, ale zupełnie odpuściłem.

Wykłady o bardzo różnej tematyce. Nie miałem oczekiwań w stosunku do tematów i raczej chodziłem na te „dalsze” tematycznie, żeby posłuchać o czymś nowym. Trochę nowego softu i rozwiązań poznałem. Liczę, że będą nagrania, pewnie będę musiał nadrobić. Duże wrażenie zrobiły na mnie lightning talks – niesamowita dawka energii, duże zaangażowanie.

Z obserwacji wysokopoziomowych: mało było o systemach operacyjnych, więcej o sofcie. Rust zyskuje popularność. Tematy raczej zaawansowane/geekowe/niszowe.

Był quiz, tym razem aż 4 błędy na 30 pytań, więc bez nagrody.

Po jednym z wykładów ciekawa – choć IMHO niezbyt optymistyczna – rozmowa o tym, jak kiedyś zamknięte oprogramowanie, prawa autorskie, patenty, planowane postarzanie, a w końcu model subskrybcyjny na wszystko służą do zwiększania zysku korporacji, kosztem ograniczania praw ludzi. Pewnie temat na dłuższą notkę, która nigdy nie powstanie.

Fun i ciekawostki: pierwsze zdanie ze sceny to „przepraszam za Windowsa” i faktycznie jeden z komputerów na których były prezentacje działał pod kontrolą Windows. Tegoroczne P.I.W.O. można było od biedy pomylić ze zlotem użytkowników Mastodona – już w drodze widziałem, że na wydarzeniu meldują się kolejne osoby. Była więc okazja do dewirtualizacji, choć nie ze wszystkimi udało się zbić piątkę. Może za rok? Bo mam nadzieję, że będzie, super impreza.

[1] Początkowo myślałem, że niefortunnie siadłem, ale później słyszałem, że ktoś narzekał, że zimno w sali. Nie wiem czy organizatorzy mieli w ogóle wpływ na to.

Dostęp tymczasowy

Zaczęło się niewinnie, bo od obrazkowego komentarza. Kumpel DJ pochwalił się w firmie, że okazyjnie kupił mixer, więc jako komentarz poleciała od razu stosowna scena z filmu Nienawiść (La Heine):

DJ scene La Heine

Fanem francuskiego hip-hopu/rapu nie jestem, ale… jest trochę kawałków, które doceniam. Albo wręcz lubię. Przypomniało mi się, że całkiem niedawno odkryłem pewien godny uwagi kawałek i chciałem się nim podzielić.

Tylko był „drobny” problem – nie pamiętałem ani tytułu, ani wykonawcy. Co gorsza, zupełnie nie kojarzyłem, kiedy go ostatnio słyszałem na liście na Spotify. Więc się nie podzieliłem.

Jednak nie dawało mi to spokoju. Stwierdziłem, że może dodałem go jeszcze w Tidalu, a migracja playlisty ciągle czeka, podobnie jak wpis na ten temat, więc może jest tam? Zalogowałem się na Tidal i… zaczęło się przeglądanie.

Mam tam ponad pięćset utworów w jednym worku. Niby jest chronologiczna kolejność dodawania do listy, ale jakoś nie kojarzyłem, kiedy dokładnie dodałem ten utwór. W trakcie przeglądania zwróciłem uwagę na coś innego. Niektóre utwory były oznaczone innym kolorem. I nie dawały się odtworzyć. Początkowo sądziłem, że to jakiś problem techniczny, konieczność załadowania z wolniejszego storage albo covery, które w jakiś sposób łamią prawa autorskie, bo dotyczyło to raczej niszowych utworów.

Jednak nie. To samo dotyczyło oryginalnych utworów pewnych, zupełnie nie niszowych, wykonawców. I – z tego co zaobserwowałem – raczej właśnie całej twórczości artysty, a nie poszczególnych kawałków. Czyli w Tidal mamy dokładnie tę samą sytuację, co np. w Netflix: płacimy jedynie za możliwość korzystania z platformy w danym okresie czasu. Nie kupujemy dostępu do konkretnej treści. Nie mamy żadnej gwarancji, że za parę miesięcy będziemy mogli posłuchać naszych ulubionych utworów. Ani że nasze playlisty będą takie, jakimi je stworzyliśmy[1].

W przypadku filmów powiedzmy, że istnieją jakieś przesłanki techniczne, żeby ograniczać ilość contentu. Jednak muzyka jest znacznie mniejsza. Licząc na bogato 5MB na utwór, tysiąc kawałków to raptem 5 GB. Wrzucam to na telefon – o komputerze nie wspominając – i nawet nie zauważam zużycia miejsca…

Oczywiście nie chodzi o przyczyny techniczne. I nie powinienem być zaskoczony. Artysta zerwał umowę z platformą, więc utwory nie są dostępne, proste. Ale jestem zaskoczony, bo o ile filmy nie są „legalnie” dostępne wszędzie, w tym na największym pirackim portalu, to muzyka jak najbardziej dostępna jest. Czyli mamy paradoksalną sytuację, że płacąc nie dostaniemy dostępu do rzeczy, które są dostępne za darmo.

Czy coś w związku z tym zamierzam zrobić? Z płatnych platform nie zrezygnuję, bo jestem na doczepkę, z rodziną, a pod wieloma względami są wygodne. Ale zapewne zacznę zbierać muzykę offline. Przynajmniej to, co trafia do ulubionych na platformach streamingowych. Niekoniecznie na żywo, ale okresowa synchronizacja, raz na kwartał – czemu nie?

Na pewno motywuje mnie to też do uruchomienia – w końcu – self hosted storage. Pewnie jakiś Nextcloud. Zresztą, w przypadku muzyki mówimy o ilościach danych, które mieszczą się na darmowych dyskach webowych – zwykle dostępne jest 10-20GB za darmo.

Utwór, którego szukałem, ostatecznie znalazłem. Po prostu przypomniałem sobie tytuł na tyle, że wpisanie w wyszukiwarkę pozwoliło go znaleźć. Okazało się, że przeoczyłem go na liście w Tidalu, choć był chronologicznie dokładnie tam, gdzie się go spodziewałem.

La Rage – Keny Arkana

Cloud is fraud!

[1] Tzn. playlisty będą istniały w oryginalnej, tylko nie będzie można ich odtworzyć w pierwotnej formie, bo nie będzie „wsadu”.

Partyjny bełkot to nie informacja

Partyjny bełkot to nie informacje - napis zamalowany

Pewnych drobiazgów nie zauważamy. Otóż, jak się niedawno dowiedziałem, napis partyjny bełkot to nie informacja pojawił się na murze w Poznaniu w 1981 podczas stanu wojennego. Znałem tylko współczesną wersję, która była tam od lat, czyli napis partyjny bełkot to nie informacje. Nawet pojawił się stosowny tweet z porównaniem w 40. rocznicę stanu wojennego:

Partyjny bełkot to nie informacje w roku 1981 oaz 2021
Żródło: https://twitter.com/gimnastyczna/status/1470662603923992577

Jak widać Tweet pochodzi z 14 grudnia 2021. Niedawno miejsce się nieco zmieniło:

Partyjny bełkot to nie informacje - stan na 2022. Napis zamalowany.
Żródło: fot. własna

Powyżej na zdjęciu stan na 10 lutego 2022. Widać władzę zabolało. Ewidentnie nie chodzi bowiem na przykład o odnowienie wiaduktu. Jak widać, zamalowany jest tylko napis. I zmiana dotyczy tylko jednej strony wiaduktu.