Idealnie pasuje jako podsumowanie offtopica wynikłego w komentarzach przy poprzednim wpisie.
Źródło: https://twitter.com/skeletonlungs
Text over JPEG, FB over Twitter. I nadal warto.
Techno, porno i duszno. Blog niezupełnie technologiczny.
Idealnie pasuje jako podsumowanie offtopica wynikłego w komentarzach przy poprzednim wpisie.
Źródło: https://twitter.com/skeletonlungs
Text over JPEG, FB over Twitter. I nadal warto.
Do afer ze zbożem w tle mamy szczęście. Poprzednio była wykopowa afera zbożowa, a teraz chodzi o wódkę Żytnią. Wszystko zaczęło się od widocznego poniżej zdjęcia zamieszczonego na profilu na Facebooku.
Źródło: wykop.pl
Chwilę potem rozpoczęła się nagonka na Polmos i agencję reklamową, która przygotowała materiał. Teksty o zbezczeszczeniu, zapowiedzi pozwów… klasyka.
Moim zdaniem, nie pierwszy raz mamy taką sytuację. Pierwsze, z czym mi się zdjęcie i cała #żytniagate skojarzyła, to Psy Pasikowskiego, a konkretnie ten fragment (polecam przewinąć do 2:30):
Przychylam się do teorii, że całość została zrobiona z premedytacją. Przemawiają za tym: użycie „bocznej” firmy reklamowej, wykorzystanie w formie niedopowiedzianej/artystycznej, szybkie odcięcie się Polmosu i przeprosiny. Last but not least: czas publikacji. Dwa tygodnie przed rocznicą. Generalnie IMO obliczone na wywołanie szumu, który podchwycą ludzie i będą pamiętać przez dłuższy czas (teraz w parę dni dotrze pierwsza fala do wszystkich, 31 sierpnia będzie odgrzanie tematu).
Jeśli wszystko to było tal przemyślane, to mamy do czynienia z prawdziwym majstersztykiem reklamy. Może niezbyt etycznym, na pewno cynicznym, ale zdecydowanie wartym docenienia.
Najciekawsza sprawa w tym wszystkim to IMO fakt, że główną reklamę zrobili ludzie, nie agencja. Ci oburzeni, ci komentujący i powielający (tak, w tym ja teraz). Zasięg profilu Żytnia Extra na Facebooku to na dzień dzisiejszy raptem ok. 27 tys. ludzi. Przypuszczam, że w dniu zamieszczenia zbytnio się nie różnił. Faktyczny zasięg? Minimum o rząd wielkości większy. Może o dwa rzędy. Koszty? Zapewne pomijalne, szczególnie za tak długotrwałą obecność w wielu miejscach produktu, który nie może być w Polsce reklamowany. Tak, uważam, że zostaliśmy strollowani. A jak wiadomo, jedyny sposób na trolle, to nie dokarmiać.
Nie będę się bawił w streszczenia. Sprawa wydarzeń lubińskich jest mało znana, o czym świadczy choćby częste mylenie Lubina z Lublinem podczas omawiania zdjęcia. I lakoniczność wpisu w Wikipedii. O Janku Wiśniewskim jest znacznie więcej. Warto przeczytać i znać, zanim zaczniemy się śmiać.
W mojej okolicy są dwa urzędy pocztowe. Jeden trochę bliżej miejsca zamieszkania (nazwijmy go A), drugi trochę dalej (nazwijmy go B). Przynależę do tego trochę dalej (B). Ponieważ ostatnio kupuję trochę drobnych gadżetów w Chinach, więc przesyłki dość często się pojawiają. Część nie wchodzi do skrzynki, wtedy dostaję awizo, że nierejestrowana, rozmiar wyklucza pozostawienie w skrzynce. Albo jakoś tak.
Awizo w skrzynce. Wyjąłem i następnego dnia rano wyruszam na pocztę (urząd B). Wręczam awizo, pokazuję dowód. Pani szuka. Przesyłki jakby nie ma. Pani zagląda do szafki. Im bardziej zagląda do szafki, tym przesyłki bardziej nie ma. Wraca, patrzy jeszcze raz na awizo i tryumfalnie obwieszcza, że to do odbioru w urzędzie A. Mówię, że zawsze tu byłem obsługiwany. Słyszę, że od czerwca się pozmieniało. No OK, myślę, bywa. Nawet lepiej, bo będzie bliżej domu poczta. Ale… czy mogłaby pani sprawdzić, co jest napisane na awizo? A tam jak byk, że przesyłka do odbioru w urzędzie B. Słyszę coś o niezmienionej pieczątce i filiach. Średnio zwracam na nie uwagę, bo w sumie nieważne. Nic to, jest ranek, w kolejce nie stałem, w sumie tu i tu po drodze mam, nie róbmy afery. Zresztą nawet do mnie nie dotarło w pełni co się właśnie wydarzyło i cieszyłem się na odbiór gadżetów.
Wchodzę na pocztę A. Daję awizo i mówię, że słyszałem, że się pozmieniało. Pani z okienka nic nie wie o zmianach. Ale przesyłka faktycznie tu do odbioru, bo kierowca/listonosz się pomylił i odstawił nie do tego urzędu. Cóż, trzeba było tak od razu. Jest po staremu, czyli dobrze, a ludzki błąd – zdarza się. Lepsze to, niż dostać awizo na urząd B i musieć iść do urzędu A, prawda? Upewniam się jeszcze raz, że to wyjątek i wszystko jest po staremu.
Wracam do domu. W skrzynce widzę kolejne awizo. Nowe gadżety czekają!
Biorę awizo i pędzę na swoją pocztę, czyli B. Daję awizo. Pani patrzy i mówi, że to nie do nich przecież i jest napisane, że poczta A. Patrzę i faktycznie! O ja głupia [cenzura]! Nie przeczytałem, a tam faktycznie jak byk: do odbioru w urzędzie pocztowym A. Ale pani w B mówi, że sprawdzi, na wszelki wypadek. No i jest przesyłka!
Pogubiłem się. Zaczynam się bać otwierać skrzynkę. Może być awizo. A jeśli będzie, to czy sugerować się tym, co jest napisane, czy wręcz przeciwnie? Myślałem o przejściu na te nowe powiadomienia SMSem, ale nie wiem, czy wypada. Może po prostu na poczcie chcą mnie widywać częściej? W obu urzędach?
PS Na razie traktuję całą sytuację jako zabawną aberrację. Ale wolałbym, żeby się unormowało. 😉
UPDATE Wygląda, że już wszystko po staremu, czyli działa. W sobotę wyjąłem awizo, poszedłem na wskazaną pocztę, odebrałem przesyłkę. Uff… 😉