No i po pierwszej rundzie DSP2017. Zgodnie z przewidywaniami nie dostałem się do rundy drugiej. Cieszy mnie, że dostało się tam dwóch z trzech kandydatów, na których głosowałem. Szkoda tylko, że nie było opublikowanych pełnych wyników pierwszej tury, a jedynie wyniki top25, czyli przechodzących do tury drugiej. Chętnie bym zobaczył rozkład ilości głosów.
Zadowolenie z konkursu DSP2017? 75% – zmotywował mnie do urzeczywistnienia abcc, którego będę używał, nauczyłem się paru rzeczy związanych z Pythonem, poprawiłem środowisko do kodowania w domu (czytaj: pluginy do Atoma). Na mój gust nieco za dużo obowiązkowego blogowania jednak. No i projekt nie otrzymał zamierzonej formy. To ostatnie jest poniekąd spowodowane wymogiem pisania postów. Parę razy było tak, że wybierałem między obowiązkową notką a napisaniem kawałka kodu…
Czy wezmę udział w kolejnej edycji (o ile będzie)? To zależy od trzech czynników. Pierwszy, to czy będę miał jakiś pomysł. Drugi, czy będzie wymagane aż tyle wpisów. Ostatni – termin. Jest wiosna, ciepło, nie ma sensu siedzieć w domu przy kompie, lepiej wyjść na zewnątrz i poruszać się trochę.
Nie żebym potępiał pomysł realizowania swoich projektów pod presją czasu. Z drugiej strony dziś wszystko trzeba dokumentować, upubliczniać, profesjonalizować itd. Kiedyś w wakacje pisało się dziesiątki linijek kodu dla własnej przyjemności i ku zapomnieniu. Kiedyś to było dobrze. 😉
Presja czasu akurat była tu wadą. Zresztą, konkursowych projektów nie trzeba było ani zaczynać, ani kończyć w czasie konkursu. Ba, byli tacy, którzy zakwalifikowali się do pierwszego etapu nie robiąc ani jednego commita do kodu, tylko pisząc na blogu (hackerzy jedni! ;-)). Natomiast był to fajny motywator do obleczenia pomysłu w kod – myślałem już o tym wcześniej, ale jakoś nie było potrzeby zrobienia tego w sposób w pełni konfigurowalny. A „padło jedno łącze, przełącz na drugie” można rozwiązać znacznie prościej.
Czy trzeba upubliczniać? Nie, nie trzeba. Tylko skoro można napisać porządnie i jeszcze może komuś się przydać, to czemu nie? Makaron, którego sami nie utrzymamy za parę lat, pisany ku zapomnieniu to kawał niepotrzebnej roboty – IMHO szkoda czasu.