Źródło: fot. własna.
Niedawno dowiedziałem się, że znajomy ma konto do wypożyczania rowerów miejskich w Poznaniu. Porozmawialiśmy trochę, ponarzekaliśmy trochę na procedury (np. konieczność posiadania minimum 10 zł na koncie, żeby cokolwiek wypożyczyć) i doszliśmy do momentu, kiedy stwierdziłem, że chętnie bym się przejechał rowerem, choć bez upierdliwego zakładania konta. No i okazało się, że dodatkowo nie da się bez telefonu, bo na telefon jest przysyłany kod do zapięcia. A już miałem nadzieję, że wystarczy PIN do systemu pamiętać, bo przecież chyba jest budka z terminalem…
Co sprowokowało do zastanowienia się nad tematem jakby tu obejść te głupie wymagania. No i wyszło mi, że praktycznie zabezpieczenia są żadne, bo albo zabezpieczenie z kodem jest przywiązane do stacji, albo do roweru (z tego co wiem, to drugi wariant). Czyli każdy, kto wypożyczył dany rower zna do kod do jego zapięcia. Przynajmniej przez jakiś czas (zakładam, że co jakiś czas kody są zmieniane, choć pewnie niezbyt często, bo wygląda to na dość skomplikowaną akcję).
Zresztą na kradzież roweru miejskiego nie trzeba było długo czekać. Jako główne zabezpieczenie w artykule wymieniany jest – słusznie – charakterystyczny wygląd roweru. Zastanawiam się, czy mógłby w takim razie zadziałać system oparty na dobrowolnych opłatach: charakterystyczne rowery, można je wziąć i zostawić w dowolnym miejscu, płatność podobnie jak dotychczas, czyli prepaid. Oczywiście wiem, że coś podobnego było kiedyś w Amsterdamie (tyle, że bez opłat) i wtedy nie wyszło. Teraz można by dorzucić trochę techniki i wyposażyć rower w GPS i modem do przesyłania pozycji (prąd by się znalazł, skoro rower jeździ), żeby można je było odnaleźć, gdy ktoś odstawi w dziwnym miejscu. Tylko czy GPS i modemu nie ukradną? :-/