5 V

Tak sobie myślę, że 5 volt czy też bardziej po polsku 5 woltów to byłaby dobra nazwa kategorii, albo i nawet bloga, gdyby ktoś chciał pisać więcej o drobiazgach zasilanych albo zasilających tym napięciem, czyli ogólnie gadżetach. Łapią się telefony, smartfony, różne SoC z ARM, ładowarki, powerbanki, osprzęt do komputera typu mysz, klawiatura czy słuchawki… Nie zauważyłem tego wcześniej, ale od dość dawna coraz więcej urządzeń zasilanych jest właśnie tym napięciem, choć niekoniecznie przy użyciu gniazd USB, i stało się ono w jakiś sposób znakiem naszych czasów.

Ostatnio poczyniłem, głównie w Chinach, parę zakupów spod znaku 5V właśnie. Po pierwsze, kupiłem miernik prądu na USB. Pokazuje napięcie i natężenie w zakresie odpowiednio 3,5-7 V oraz 0-3 A. Głównie z myślą o mierzeniu, ile prądu pobierają różne urządzenia peryferyjne podłączane do komputera, bo powertop wydawał się pokazywać wartości co najmniej dziwne (mysz w pracy 1W IIRC). Potem dowiedziałem się, że są rozwiązania ciekawsze, choćby z pomiarem pojemności, którego mi trochę brakuje (o tym później), ale to urządzenie robi robotę, a w sumie informacja o napięciu i natężeniu wnosi najwięcej.

Miernik prądu USB

Źródło: aukcja sprzedawcy na aliexpress.com

Szybko okazało się, że drugie (wg producenta pierwsze, bo miernik ma napis charger doctor, co dopiero teraz zauważyłem), co najmniej równie interesujące zastosowanie, to diagnostyka ładowarek. Mam taką jedną, tandeta wysokiej klasy, nie wiem jak do nas trafiła do domu. Szybko przestała działać, coś grzechotało w środku. Okazało się, że urwał się drucik od 230V idący do płytki. Przylutowałem. Nie wiem, czy drucik nie robi czasem za bezpiecznik, bo przewodnik w nim ma grubość włosa i ogólnie zastanawiam się, kto ten badziew do obrotu dopuścił… Wspomniana ładowarka ma jeszcze jedną „ciekawą” cechę – ładowane smartfony wariują. Testowane na dwóch różnych. Zachowują się, jakby ktoś naparzał w zablokowany ekran. Jeden cały czas, drugi tylko przy próbie korzystania z ekranu. Podłączenie miernika ujawniło podejrzanie niskie napięcie podczas ładowania, które prawdopodobnie jest przyczyną. No chyba, że jest kolejnym objawem „jakości”, a przyczyna to np. szybkie skoki napięcia… 😉

Skoro o ładowarkach mowa, w Biedronce są/były zestawy za 9,99 zł składające się z ładowarki sieciowej i samochodowej. Sieciowa niby 750mA, ale Banana Pi z kartą WiFi działa. Samochodowa też jest świetna, w porównaniu z jakąś chińską, którą miałem wcześniej. Wcześniejsza ładowała, ale bilans energii przy włączonym Yanosiku i niewygaszonym ekranie był ujemny (patrz wpis i komentarze). Na tej z Biedronki jest zdecydowanie dodatni, czyli ładowarka faktycznie ładuje.

Kolejny chiński zakup to powerbank. 5000 mAh, z ogniwem słonecznym (200 mA, więc raczej gadżet, ale od biedy…). Nawet wydaje się działać, trochę nie mam pomysłu jak sprawdzić rzeczywistą pojemność. Na razie ładuję telefon, który ma baterię 1160 mAh. W godzinę naładował od 25% do 86%, więc nieźle. Zobaczę, ile razy naładuje telefon. Wynik będzie trochę zafałszowany, bo powerbank leży na biurku i twierdzi, że się ładuje od słońca, mimo braku bezpośredniego nasłonecznienia. Lepszego pomysłu na sprawdzenie pojemności chwilowo nie mam.

Po konkrety odsyłam na bloga o pomiarach energii, gdzie wkrótce pojawi się kategoria 5V i dokładniejsze dane dla poszczególnych urządzeń.

3 powody dla których nie kupię Raspberry Pi 3

Blisko trzy lata temu (ależ ten czas leci) pisałem, dlaczego nie kupię Raspberry Pi. Parę dni temu opublikowana została specyfikacja Raspberry Pi 3. I też widzę, że nie kupię, choć cieszę się na płytkę z 64 bit ARM. Powody są trzy:

  1. Brak portu SATA. Najmniej istotny, bo można podłączyć dysk po USB (i raczej tak zrobię), ale nadal trochę boli.
  2. Tylko 1 GB RAM. Mało. Na desktop – przeraźliwie mało. IMO minimum dla desktopa na dzień dzisiejszy to 2 GB RAM. Zresztą skoro mocniejszy procesor, to i serwer można by bardziej obciążyć, a tu RAM też się przydaje.
  3. 100 Mbps ethernet. Dla rozwiązań typu NAS 100 Mbps to zdecydowanie za mało.

Co zamiast Raspberry Pi 3? Czaję się na najwyższy model Pine 64 czyli PINE64+ 2GB. Co prawda też nie ma SATA, ale ma 1Gbps kartę sieciową oraz 2 GB pamięci RAM. I ma kosztować przy tym 29 dolarów + 12 dolarów za wysyłkę do Polski.

Wady Pine64? Wspomniany brak SATA, jeśli ktoś potrzebuje USB i bluetooth, to musi dołożyć kolejnych 10 dolarów, albo kupić wersje na USB (2,5 w Chinach) i zająć oba porty. No i trzeba poczekać do maja.

UPDATE To wszystko oczywiście z mojego punktu widzenia, który można streścić „małe, tanie, mocne i Linux działa”. Z punktu widzenia kogoś, kogo bardziej interesuje zabawa elektroniką będzie to wyglądało zupełnie inaczej, bo w grę wchodzi choćby łatwość supportu czy dostępność rozszerzeń.

Warto też przeczytać komentarz Piotra (pierwszy) – Odroid wygląda nieźle (jak zwykle zresztą), choć jest nieco droższy (jak zwykle zresztą). Patrz porównanie. Czyli ciekawych alternatyw dla Raspberry Pi 3 jest więcej.

Dowiedziałem się też o istnieniu dystrybucji Armbian. Autorzy nie piszą niestety zbyt wiele, ale wygląda interesująco i wspiera wiele płytek. Oferuje świeży kernel i wspiera Debiana (Wheezy, Jessie) oraz Ubuntu Trusty.

Jak zrobić router GSM na Linuksie?

Niedawno miałem awarię netu. Stwierdziłem, że warto przy tej okazji poćwiczyć awaryjne udostępnianie sieci na Linuksie. Oczywiście zrobienie routera z komputera z Linuksem to kwestia paru poleceń, ale stwierdziłem, przećwiczyć udostępnianie sieci po WiFi.

Istnieje pakiet hostapd, który ułatwia zamianę komputera z Linuksem w access point. Instalacja pakietu hostapd:

apt-get install hostapd

Jakość pakietu nie zachwyca, ale jest niezły tutorial do hostapd. Skrypt init nie zadziała – należy go uzupełnić o ścieżkę do pliku – zmienna DAEMON_CONF. Podobnie sam pakiet nie dostarcza – jak to zwykle ma miejsce w przypadku pakietów Debiana – pliku konfiguracyjnego umieszczonego w katalogu /etc. Przykładowy plik konfiguracyjny dla hostapd znajdziemy jednak w /usr/share/doc/hostapd/examples.

Żeby nie przedłużać, poniżej cały plik konfiguracyjny, którego ostatecznie użyłem:

interface=wlan0country_code=PLssid=NAZWA_SIECIhw_mode=gchannel=6wpa=2wpa_passphrase=TAJNE_HASLOwpa_key_mgmt=WPA-PSKwpa_pairwise=TKIPrsn_pairwise=CCMPauth_algs=1macaddr_acl=0

Jak widać, są lekkie różnice w stosunku do tutoriala. Brakujące ustawienie zmiennej w skrypcie startowym znalazłem później, więc ostatecznie uruchamiałem hostapd z ręki, bez demonizacji (w ramach debugu, zresztą).

Oczywiście sama konfiguracja hostapd nie wystarczy. Trzeba mieć jeszcze skonfigurowane „przyjście” netu. W moim przypadku internet był dostarczony z modemu GSM (tutaj opis konfiguracji Aero2 na modemie Huawei E3131). Użycie modemu LTE pozwoli oczywiście zrobić szybszy router GSM na Linuksie. Przyda się również serwer DHCP i konfiguracja DNS. Obie rzeczy może załatwić dość dokładnie opisany kiedyś dnsmasq. Ale dla przydzielania adresów IP systemom łączącym się z naszym routerem GSM wystarczą dla ww. konfiguracji dwie linie w /etc/dnsmasq.conf:

interface=wlan0dhcp-range=192.168.1.100,192.168.1.200,255.255.255.0,1h

Należy też dodać adres IP na interfejsie wlan0, włączyć forward pakietów dla IPv4 oraz uruchomić NAT. Wersja „ręczna” ww. czynności (dla mojej konfiguracji, interfejsy mogą się zmieniać) to:

ip a a 192.168.10.1/24 dev wlan0
ip link set wlan0 up
service dnsmasq restart
echo "1" > /proc/sys/net/ipv4/ip_forward
iptables -t nat -A POSTROUTING -o ppp0 -j MASQUERADE

Po tym wszystkim, inne komputery powinny móc się połączyć z naszym linuksowym routerem GSM, dostać adres IP oraz posiadać dostęp do internetu za jego pośrednictwem. W przypadku problemów warto sprawdzić kolejno: otrzymanie adresu IP, ping do routera (192.168.10.1), ping do świata po IP, ping do świata pod domenie (w zasadzie: resolvowanie DNS).

Na rynku jest sporo sprzętów, które pozwolą zbudować mocny routera GSM na Linuksie. Choćby przykładowo Banana Pi, Orange Pi czy nieśmiertelne Raspberry Pi. Oczywiście jeśli miałby być to sam router, to nie bardzo widzę sens ekonomiczny, bo zestaw modem+płytka+karta wifi+zasilacz pewnie będzie kosztował więcej, niż tani router LTE (no chyba, że ktoś akurat – jak ja – ma ww. graty pod ręką 😉 ), ale w przeciwieństwie do taniego routera GSM można tu uruchomić dodatkowe funkcjonalności typu NAS, VPN czy serwer WWW. Ten ostatni to może niekoniecznie na łączu GSM…

Mam nadzieję, że opis się przyda. Gdybym o czymś zapomniał, albo coś nie działało, proszę o uwagi.

PS. Oczywiście mam świadomość, że udostępnienie internetu z GSM potrafi w trzech kliknięciach zrobić chyba każdy smartfon z Androidem. W przypadkach awaryjnych jest to pewnie najszybsza droga. I tak, użyłem Aero2 i pakietu testowego bez captcha. Niskie opóźnienia pozytywnie zaskakują.

UPDATE: Istnieje coś takiego jak projekt RaspAP, o którym warto wspomnieć. Narzędzie umożliwia konfigurację access pointa WiFi w ładny (GUI) sposób. Wsparcie dla wielu języków, wygodny dostęp do wielu opcji.