Dzień dzielenia.

Dzisiejszy dzień chyba tak muszę nazwać, bo udostępniłem publicznie dwa moje „dorobki”. Zawsze coś tam człowiek sobie rzeźbi, a potem się okazuje, że innym też się może to przydać. Rzeźbiłem i ja.

Pierwsza rzecz, to moje filtry do adblocka. Jest to coś, co chyba każdy używający adblocka tworzy w większym lub mniejszym stopniu. Ja zawsze miałem problem z ich synchronizacją między przeglądarkami (nie tylko moimi). A większość ludzi nie lubi agresywnego flasha czy migoczących reklam, jeśli ma wybór. Dlatego dostępna będzie moja stronak z filtrami do adblocka, można sobie dodać jako subskrybcję.

Jak napisałem, całość jest moja, dla mnie i mocno subiektywna. Nie narzekać, jak komuś coś nie będzie pasować czy nawet przestanie działać jakaś stronka. OTOH, może się przydać komuś. U mnie sieć wygląda dużo lepiej z tymi filtrami.

Przypomniało mi się o tym, jak zacząłem surfować przy użyciu Opery (na potrzeby pewnego eksperymentu, o tym innym razem), bez żadnych adblocków. Było znacznie wolniej, pstrokato i mniej czytelnie. Wyskakujące flashe na pół ekranu, zasłaniające treść zasadniczą. Zdecydowanie wolę sieć z adblockiem.

Druga rzecz, to coś, co dawno miałem zrobić, czyli udostępnienie mojego szablonu joggerowego. No, mojego jak mojego, generalnie jest to zmodyfikowany szablon simpla, który jest dostępny domyślnie na Joggerze (niestety z kilkoma błędami). Tu do pobrania szablon główny oraz szablon komentarzy. Oczywiście należy tam jeszcze dograć CSS, skrypty JS, dokonfigurować grafiki. Bardzo łatwo (stawiam, że w 10 minut) można mieć taki wygląd, jak na moim starym blogu (niezły, jak na gotowca), z oceną wpisów itp. Może d4rky się weźmie i wrzuci na ponoć powstającą wiki joggerową. Generalnie więcej zrobione, niż mniej, bo akurat znalazł się chętny na gotowca… Enjoy!

No i jeszcze dwa słowa o tym blogu. W prawej szpalcie pojawił się banner kampanii anybrowser. W skrócie chodzi o to, aby cała strona była czytelna pod każdą przeglądarką, bez specjalnych wymagań (flash, JS, grafika). Bliska mi idea, przyznam. Szczególnie, jeśli rozciągnie się ją na niewidomych, niedowidzących, komórki itp. Plus, większą czcionkę dałem. Chyba lubię duże (ale nie krowiaste) litery w treści. Niby każdy może sobie dostosować, ale..

 

Ile jest warta reklama na blogu?

Wczoraj kominek popełnił wpis, jakie to tanie reklamy na blogach są złe. Tradycyjnie najważniejsze, by było głośno (i to się udało – nawet skomentowałem), ale poza tym pomieszanie z poplątaniem – od chęci niewywiązania się z umowy przez blogvertising.pl (szybko się wyprostowali, ciekawe na ile wpływ miał tamten wpis) po… stawki za reklamę. Niezależnie od tego, ile gdzie ma racji, temat ciekawy, a wpis skłonił mnie do przemyśleń.

O reklamach na blogu (konkretnie LinkLift i AdTaily) pisałem wcześniej. Jako jedną z głównych zalet AT wymieniłem elastyczność. I taka jest prawda, ale dzięki temu jest to system pomagający „zepsuć” rynek. Z czego to wynika?

LL określa stawkę za linka sztywno, na podstawie umiejscowienia linka na stronie, PR strony, tematyki i maksymalnej ilości linków reklamowych. Oni decydują o cenie, a jeśli nie ma reklam wykupionych, brak nawet wzmianki, że można reklamę na danym blogu kupić . Wszystko załatwia się w „centrali”.

AT pozwoliło na samodzielną sprzedaż reklam i dowolne kształtowanie cen, ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, niezależnie czy reklama jest kupiona w kampanii, czy przez widget, AT pobiera haracz. LL także pobiera, ale tylko przy zakupach przez nich (faktem jest, że inaczej nie można). I wada, i nie wada – z jednej strony nikt nie broni dogadywać się reklamodawcy i właścicielowi samodzielnie, z drugiej strony przy „ogonach” kto ma na to czas? Obsługa takiej umowy, potem przelewu też przecież kosztuje. Po drugie, niezależnie od tego, czy jakiś box jest wykupiony cały czas reklamowany jest serwis AT. W formie linka, nie boksa, ale jednak. Po trzecie (no nie po trzecie, ale tu pasuje), umowa jest krótkoterminowa (na dni), co IMO zachęca do eksperymentowania z cenami.

Nie ma się co dziwić, AT to firma młoda, wejść na rynek jakoś wejść musi, darmowa reklama kusi. Skoro są chętni do zamieszczania widgetu – grzech nie skorzystać. Podobnie z prowizją – skoro są chętni, to czemu jej nie brać? Ale czy nie psują rynku? LL wycenił link tekstowy u mnie na starym blogu na 18 zł miesięcznie. AT sugerowało wycenę pojedynczego boksa na 1 zł, czyli 30 zł miesięcznie. Nie pamiętam, czy z prowizją agencji, czy po jej odliczeniu, w obu przypadkach, ale to pomijalne. Za bardziej inwazyjną i formę i większą powierzchnię. Plus dorzucało swojego linka (wartego wg. LL 18 zł), czyli pojedynczy boks był realnie od 12 zł (przy wykupionym jednym) do 27 zł (przy wykupionych 6). Kto więc, jak nie AT „popsuł” rynek?

Firm pozwalających zamieszczać reklamy na blogach jest sporo, więc nie sądzę, by AT zdecydowało się na zmianę polityki. Wprowadzenie cen minimalnych itp. ograniczenia elastyczności spowodują, że nie będą się specjalnie różnić od innych firm. Ludzie zdejmą widgety, a wtedy AT straci reklamę. Na to raczej ich nie stać – liczba stron z zainstalowanym widgetem nie jest wielka, liczba reklamodawców też nie. W końcu to początek…

Jeśli chodzi o sponsorów też różowo nie jest. Szczerze mówiąc tak się bawię cenami i nie zauważyłem specjalnej korelacji między ceną, a ilością zamieszczanych reklam. W zbadanym obszarze (10 gr – 2 zł), pomijając czynnik moderacji, nie zauważyłem istotnej zależności między ceną, a ilością sprzedanych boksów.

Kolejna prawda jest taka, że ceny proponowane przez LL nie były rynkowe. Przy dojrzałej firmie, odpowiedniej ilości sponsorów i rozsądnych cenach „wydarzeniem” nie powinna IMO być sprzedaż pojedynczego linka. A była. Znaczy się, pewnie cena za wysoka. Zresztą TBH nie uważam, by zamieszczenie linka tekstowego tam warte było 18 zł.

Jak pisałem, dla mnie reklamy na blogu to zabawa – coś się pojawi, coś zniknie, popatrzę, jak to działa. Ale i tak ostatecznie decyduje rynek. Jeśli ktoś może sprzedać 1 reklamę na 3 m-ce za 10 zł, albo 6 reklam co miesiąc po 1 zł, to co mu się bardziej opłaca? Oczywiście, że i firmom pośredniczącym, i sprzedającym miejsce powinno zależeć na wysokich cenach. Tylko AT w tej chwili zapewne na razie zależy bardziej na pozyskaniu klientów (z obu stron) i zareklamowaniu się, a blogerzy pewnie na razie sondują rynek. Zresztą, nie wierzę, że ktoś, kto chce zarabiać, mając sprzedanych średnio kilka boksów miesięcznie nie podniesie cen… W drugą stronę – wysokie ceny na tyle zmniejszą obrót, że wszyscy stracą. No i jaki sens dla blogera jest w trzymaniu pustego widgetu AT. Taki będzie przy zbyt wysokiej cenie. I darmowe reklamowanie AT?

Ostatnie dwie kwestie, czyli blip i wiarygodność reklam. Jeśli chodzi o blipa, to – jak już było sugerowane, dobrze byłoby wydzielić tag inny niż #adtaily na reklamy. Informacje o cenach itp. #adtaily było na początku tagiem dotyczącym serwisu, bugów, ficzerów. Potem, z racji testów pojawiły się informacje o zamieszczanych reklamach i… niestety tak zostało.

Jeśli chodzi o wiarygodność reklam na blogach, to coś takiego nie istnieje. Reklama to reklama, nikt przy zdrowych zmysłach nie liczy na to, że blogger weryfikuje reklamowane (zamieszczony banner/link) produkty czy firmy. Takie zweryfikowane rzeczy mogą znaleźć się w linkach typu „polecane”, podobnie jak inicjatywy/produkty/serwisy przyjaciół. Ewentualnie w recenzjach (pomijam płatne czy nie). W przypadku moderacji reklam zapewne mogą zostać odsiane najbardziej kontrowersyjne/podejrzane reklamy czy firmy. I tyle. Fizycznie nie ma możliwości przetestowania produktu, ani za 10 gr, ani za 10 zł, ani za 100 zł. Sensowne przetestowanie np. hostingu to minimum kilka-kilkanaście godzin pracy i wiele miesięcy (przynajmniej tygodni) obserwacji jego działania. Przetestowanie skanowania fotografii (oba przykłady z bieżących kampanii) to kilka godzin pracy, koszty przesyłek. 100 zł za takie coś to taniość okrutna. Faktem jest, że przy długich emisjach wygląda to inaczej, ale i przy miesięcznej emisji koszt pracy będzie dominujący.

Dla mnie strefa reklam na blogu to wydzielony obszar do wynajęcia. W pojawiające się tam treści nie ingeruję (wyjątek moderacja, ale moderować nie zamierzam, chyba, że przy jakichś specjalnych okazjach typu testy – jak w tej chwili). Recenzje to inna bajka, ale tych za pieniądze nie pisałem. Z założenia to miejsce nie służy do zarabiania.

Ktoś napisał w komentarzach, że kapitalizm nieuchronnie dąży albo do monopolu. Czy też raczej – postulowanego przez kominka – kartelu. Albo do ustalenia cen na granicy opłacalności. IMO to drugie nie jest niczym złym (granica powinna być odpowiednio szeroka) i świadczy o uczciwych, realnych cenach, a w przypadku tak wolnego medium, jakim jest internet, niespecjalnie widzę inne rozwiązanie. Oczywiście obie strony będą ciągnąć ceny w swoją stronę, z użyciem retoryki, nazywania dziwkami, złodziejami, wszystkich marketingowych sztuczek i oklepanych frazesów. Normalne zjawisko. Natomiast prawem każdego nie monopolisty jest sprzedawać (i kupować) za tyle, ile się żywnie podoba. Na szczęście cen minimalnych, komisji do spraw regulacji rynku itp. się nie doczekaliśmy.

Opowiedz nam o sobie, dostaniesz spersonalizowaną ofertę.

Po tym, co wczoraj usłyszałem, zupełnie nie wierzę w slogan Google. Korzystasz sobie spokojnie z usług jednej firmy. Mają Twoje maile, kalendarz, podpinasz sobie ich geolokalizator. Znają imiona rodziny, zainteresowania jej członków. Wiedzą, czego szukasz w sieci, pewnie co kupujesz/planujesz kupić, dokąd jeździsz. Mogą wiedzieć, jakie masz wydatki, zarobki (nie robiłeś czasem arkusza z tymi danymi?)… Jak bardzo spersonalizowaną ofertę są wówczas w stanie dostarczyć? Bardzo.

Pytanie, czy komuś będzie się chciało powiązać te wszystkie dane, połączyć dane z kalendarza, geolokalizatora itd.? Czy takie połączenie w ogóle jest możliwe? Jak najbardziej. I to nie są spekulacje, to się dzieje teraz, już. Warto więc zadbać trochę o swoją prywatność. Najprościej po prostu nie korzystać z usług jednej firmy do wszystkiego.