Konferencyjne centrum Polski

Wszystko zaczęło się od tego wpisu o Tweetup Polska, a dokładniej dyskusji w komentarzach, czemu spotkanie (konferencja? nie wiem czy bardzie spotkanie w knajpie, czy wykłady) w Warszawie, a nie we Wrocławiu. Pomijając wszystkie inne argumenty, postanowiłem policzyć, które z głównych miast Polski jest najmniej problematyczne pod kątem dotarcia z pozostałych miast.

Miasta wybrałem na podstawie największych miast w Polsce pod względem ludności (w tysiącach), z tymi zmianami, że jako ludność Katowic liczę całą miejską ludność GOP. Dla Trójmiasta jako miejsce docelowe przyjmuję Gdańsk, ale doliczam ludność Gdyni i Sopotu. W ten sposób w obliczeniach znajduje się ponad 9 mln mieszkańców Polski. Pamiętajmy, że musi być baza noclegowa, klub, sala  konferencyjna(?), więc ograniczenie do top10 miast Polski wydaje się być rozsądne. Upraszczam, że z każdego miasta zainteresowany udziałem będzie taki sam procent ludności danego miasta.

Jako odpowiednik problematyczności transportu przyjąłem czas podróży pociągiem w minutach pomiędzy głównymi stacjami[1]. Zaznaczone tylko połączenia bezpośrednie[2], tylko pociągi pospieszne (zielona ikonka). Czas wg rozkładu PKP, najkrótszy dla 15 i 16.01.2014. Oczywiście nie do końca odpowiada to rzeczywistości, bo czasem łatwiej/szybciej/taniej dojechać autem. Czasem pociągiem osobowym lub IC lub innymi środkami (np. Polski Bus). Niemniej, żeby się na śmierć nie zaklikać, postanowiłem uprościć i przyjąć j.w. Zresztą autem na imprezę w knajpie tak średnio. Pociągiem osobowym z laptopem pewnie też.

Dla uproszczenia, żeby znowu się nie zaklikać na śmierć, przyjąłem, że czas połączeń jest symetryczny, tj. pociąg z miasta A do B jedzie tyle samo czasu, co z B do A. Niezupełnie prawdziwe, ale błąd niewielki.

Na koniec przemnożyłem ludność miasta źródłowego przez czas przejazdu do miasta docelowego, co daje nam ładną wartość tysiące osobominut. Na koniec suma osobominut po miastach docelowych. Najbardziej opłaca się oczywiście organizować spotkanie tam, gdzie czas dotarcia jest najniższy.

Wygrywa Warszawa z 1,6 mln tysięcy osobominut podróży. Kolejne są Katowice (1,7 mln), Łódź (1,85 mln), Kraków (1,95 mln). A od Wrocławia (2,3 mln) lepszy jest jeszcze Poznań (2,2 mln).

Klikałem ręcznie, więc mogłem przeoczyć najlepsze połączenie, zrobić literówkę, źle przeliczyć czas podróży na minuty (bo w głowie), więc w ramach public review daję plik z danymi źródłowymi.

[1] Dla Łodzi – Łódź Kaliska

[2] W przypadku Szczecin – Bydgoszcz brak takiego połączenia, przyjąłem dwa TLK przez Poznań.

Dane na podstawie:

Czasy przejazdu: rozkład PKP.

Ludność miast: Miasta w Polsce, Trójmiasto, Katowice i GOP.

Ochłodzenie zaskakuje kolej, czyli nieszczęścia jeżdżą parami

Jak co roku, ochłodzenie zaskoczyło kolej. Pisałem kiedyś, że PKP to skrót od Polskie Koleje Popsute i co się przez te cztery lata zmieniło? No, trochę się zmieniło… Na dworcu stoi sobie mój pociąg (EIC, jeśli ma znaczenie, nie pośpiech, bo jednak i czas przejazdu, i godziny przejazdu lepsze), przed nim konduktor w jakimś nowym gustownym uniformie. Czekam na kumpla.

Kumpel przychodzi, zabieramy się do wsiadania do wagonu. I tu niespodzianka. Na drzwiach wejściowych wagonu karteczka wagon niedostępny dla podróżnych. Ciemno i pusto w całym wagonie. Podchodzimy do konduktora i pytamy, co w tej sytuacji. Ano konduktor stwierdza uprzejmie, że mamy klapnąć sobie w pierwszej klasie. Lekko obawiałem się przesiadek, ale w końcu mają numerowane miejsca i bilety, a pierwszy postój w Warszawie Zachodniej, więc niechaj i tak będzie.

Pierwsza klasa – hell yeah, jest różnica. Cztery miejsca w przedziale, szafka na kurtki/płaszcze, stół. Prądu nie sprawdzałem (w drugiej różnie z tym bywa), ale rozważę w służbowych wyjazdach, bo wygląda, że da się normalnie i wygodnie popracować, a dopłata nie jest zabójcza.

Wkrótce przyszła kelnerka (stewardessa?) z napojami (kawa!) i prasą (przywilej pierwszej klasy). Zapowiedziała też, że być może wkrótce włączą ogrzewanie, bo jest jakiś problem. Zdaje się, że tylko w naszym wagonie. Nie żeby było jakoś specjalnie zimno, ale OK, mamy połowę listopada i temperatura szału nie czyni, więc wypadałoby, żeby ogrzewanie działało.

Jakieś dwie godziny później przyszła po raz drugi i stwierdziła, że ponieważ ogrzewania nie ma, to możemy wziąć drugi napój na rozgrzewkę. Co prawda uważam, że w kwestii podniesienia temperatury więcej dałoby wyłączenie nadmuchu chłodnego powietrza, ale OK, kawa się przyda. Zimno specjalnie nie było, chociaż rozważałem wyciągnięcie swetra z szafy.

Notki by nie było, gdyby nie powrót, znowu EIC. Po pociągu krążyli ludzie, którzy pytali, czy są wolne miejsca. Lekko dziwne, bo przecież są miejscówki. Okazało się, że kolejny skład ma nieogrzewane wagony…

W każdym razie jest lepiej, bo pociągi jeżdżą. Co prawda zrobienie 25 minut opóźnienia na odcinku Warszawa Wschodnia – Warszawa Centralna wymaga IMO pewnego wysiłku, ale jeżdżą. Nieogrzewane, ale przecież do wiosny niedaleko.

NFM: Wypady 6-21 to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Ale czasem inaczej się nie da.

Miejski regał książkowy.

Miejski regał książkowy - napis.

Źródło: fot. własna.

Co prawda i tak nie mogę przeczytać wszystkiego, co bym chciał, więc raczej uważnie wybieram lektury do przeczytania (np. korzystając ze sposobu opisanego we wpisie jak znaleźć książkę wartą przeczytania), ale co jakiś czas lubię pójść na żywioł. Zwykle pójście na żywioł następuje, gdy stwierdzam, że nie mam nic do czytania w pociągu, a jeszcze kwadrans do przyjazdu i kupuję książkę na dworcu. Zwykle jakaś sensacja lub okolice, rzadziej SF.

Jakiś czas temu zauważyłem w Poznaniu w okolicy Zamku miejski regał książkowy. Początkowo był mocno pusty i jedyne pozycje, które dało się zauważyć, były zdecydowanie spadowe. Potem ilość książek wzrosła nieco, ale nadal nie znalazłem nic, po co chciałbym sięgnąć. Do tego dołączyła literatura w stylu propagandy religijnej.

Miejski regał książkowy w Poznaniu.

Źródło: fot. własna.

Ale ostatnio zauważyłem książkę, która mnie zainteresowała, czyli Tajemnice wysp południowych M. Smolarskiego. W sumie nie wiem dlaczego. Może widziałem ją kiedyś u rodziców w domu? Może gdzieś o niej czytałem? Może po prostu okręt na okładce i słowo tajemnica? W każdym razie skusiłem się i wziąłem. Nie wiem, czego się spodziewać. Sprawdzałem na Biblionetce – brak ocen.

Idea miejskiego regału książkowego.

Źródło: fot. własna.

Ponieważ ideą miejskiego regału książkowego jest wymiana książek, to prawdopodobnie niebawem puszczę parę moich książek w obieg. Z umiłowania do statystyki postaram się śledzić ich losy. Pomysł jest prosty – do każdej trafi w formie wklejki QRcode oraz (dla tych, którzy się nie domyślą OCB) link kierujące na stronę, na której będzie podany adres email z prośbą o wysłanie maila, jeśli ktoś dostanie tę książkę. Dość dobre statystyki z tego mogę zrobić – po pierwsze będę miał czasy wejść na stronę, po drugie – maile. W sumie nic nie stoi na przeszkodzie, by każda książka miała swój unikatowy adres URL… Muszę to jeszcze przemyśleć. A tymczasem biorę się za lekturę.