Jak naprawiłem Libre Office 3.5.4 w Debianie.

Niedawno chciałem odczytać jakiś dokument w formacie .doc i okazało się, że Libre Office nie startuje. Pojawiała się plansza logowania i tyle. Potrzebowałem tylko odczytu, więc zwaliłem na Debiana w wersji unstable, locale ustawione na iso-8859-2, więc użyłem sąsiedniego kompa, skonwertowałem do PDF i zapomniałem o sprawie.

Jakiś czas później chciałem coś napisać, więc wróciłem do sprawy. Uruchomienie z wiersza poleceń, zmiana locale itp. nie pomogły. Jedyny komunikat, który dostałem, zawierał:

com::sun::star::uno::RuntimeException

Podejrzewałem Debiana unstable, więc szybkie sprawdzenie bugów i jest jeden #641412, w miarę pasujący opisem, ale niestety bez rozwiązania. Spróbowałem Google i tu efekt był lepszy. Znalazłem tę stronę [SOLVED] LibreOffice 3.5 error: Missing vcl resource. Tytuł optymistyczny.

Zainstalowałem pakiet libreoffice-gnome, tym razem przy uruchomieniu w oknie pojawiła się informacja o braku praw do pliku. Faktycznie, jeden z katalogów z plikami konfiguracyjnymi miał właściciela root. Usunąłem (z roota) ~/.config/libreoffice ~/.config/.libreoffice oraz ~/.config/.openoffice.org (ostatnia nazwa niedokładna), uruchomiłem Libre Office… Tadam!

Alternatywa dla VirtualBox – AQEMU.

Zachciało mi się zmiany kernela z 3.2 na 3.5. Inspiracją był znajomy, który zaobserwował spadek zużycia prądu na laptopie przy zmianie z kernela 3.2 do 3.4 z 28W do 19W (pomiar wg powertop). VirtualBox po zmianie kernela oczywiście przestał działać. Nic nowego i nawet pisałem o tym, że debianowa paczka dla VirtualBox jest pod konkretny kernel robiona. Pisałem też, jak uruchomić VirutalBox na Debianie z własnym kernelem.

Co prawda u mnie kernel 3.5 nic nie daje w kwestii zużycia energii, ale skoro już pojawił się temat, to trzeba go pociągnąć. Mogłem użyć poprzednio opisanego sposobu z uruchomieniem VirutalBox na Debianie z własnym kernelem, ale jakoś nie uśmiechała mi się zmiana VirtualBox na wersję z repozytorium Oracle (poza tym, kiedyś różniły się licencją – w Debianie było OSE, nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie w tym przypadku), ściąganie plików nagłówkowych i kompilacja kernela, więc postanowiłem się rozejrzeć za alternatywami dla VirtualBox.

Ludzie podszepnęli KVM, który jak najbardziej znam i używam, ale w innym, serwerowym zastosowaniu. Okazuje się, że KVM ma także, obok narzędzi do zarządzania CLI i webowych, także narzędzia desktopowe, czyli GUI. Na stronie z listą frontendów dla KVM znaleźć można trzy frontendy typu desktop: AQEMU, virt-manager oraz GKVM. W pierwszym podejściu przeoczyłem virt-managera i wziąłem się za AQEMU. Już miałem orzec, że bootowanie z obrazu iso płyty CD nie działa, ale dogrzebałem się do ustawienia, które pozwala wybrać medium (i które nie jest zapamiętywane, bug zgłoszony).

Po tym było już z górki. Wirtualizacja desktopu z użyciem KVM generalnie po prostu działa. Nie testowałem jakoś specjalnie mocno, bo służy mi to głównie do zabaw z różnymi systemami liveCD, ale sieć działa, bootowanie z CD-ROM działa, przeglądarka działa. Zarządzanie, wygląd i dostęp do opcji też wygląda też sensownie, co można zobaczyć na screenshocie poniżej.

AQEMU screenshot

Źródło: strona projektu AQEMU

Zrobiłem, po przebootowaniu do 3.2, rzecz jasna, krótki benchmark, a w zasadzie namiastkę benchmarku, dla AQEMU i VirtualBox, w postaci zmierzenia czasu uruchamiania systemu z liveCD (padło na T(A)ILS – akurat nowe wydanie jest; 1GB RAM dla wirtualki, 1 CPU, parę uruchomień, ustawienia zbliżone do domyślnych). Dla AQEMU bootowanie (do momentu pierwszej interaktywności) trwało zwykle 44,9 sekundy, dla VirtualBox – 45,2 sekundy. Różnica pomijalna. Co ciekawe, dołożenie drugiego procesora nie wpływa na wynik i to w żadnym z przypadków.

Przy okazji, gdyby ktoś się brzydził frontendami i był hardcore’owym użytkownikiem wiersza poleceń, to do uruchomienia liveCD z w pliku o nazwie plik.iso użyciem KVM wystarczy:

kvm -m 1024 -vga vmware -boot d -cdrom plik.iso

Chwilowo to wszystko nt. wirtualizacji na desktopie. Szybki wniosek VirtualBox nie jest jedynym rozwiązaniem, AQEMU daje radę i wygląda na rozwiązanie wygodniejsze, jeśli ktoś używa Debiana niekoniecznie z dystrybucyjnym kernelem, lub kernelem z innej wersji. Nie będę testował GKVM – projekt wygląda na porzucony. Prawdopodobnie niebawem szansę dostanie virt-manager – na razie nie uruchomił się OOTB i krzyczy o niemożności dostania się do libvirtd. Nie miałem czasu bliżej się przyjrzeć sprawie. Jak uruchomię, to nie omieszkam opisać. Stay tuned.

Android na tablecie – spotkanie drugie.

Poprzednio opisywałem tablet Go Clever A73 i wspominałem o problemach z baterią. Tablet w ramach reklamacji trafił do Biedronki, gdzie został zakupiony, a tam od ręki został wymieniony na nowy. Fajnie. Mniej fajne jest to, że drugi egzemplarz ma identyczny problem, po opisaniu na Blipie usłyszałem, że komuś to samo zrobił to samo. Stawiam zatem na błąd w samym Androidzie, szczególnie, że do samego czasu działania nie mam większych zastrzeżeń. Nie sprawdzałem dokładnie, ale grając w jakieś gry łącznie na pewno ponad 2h jest.

Tym bardziej, że błędów tego typu jest jakby więcej – ostatnio jakaś gra pytała się, czy włączyć dźwięk. Dałem wyłącz i od tej pory cały system nie ma dźwięku. W ustawieniach jest mute i nie mogę zmienić. Czyżby kolejny bug? Zastanawiam się teraz, jak włączyć ten dźwięk… Pomogło wyłączenie tabletu, a następnie włączenie odtwarzacza muzyki. Co ciekawe, przed wyłączeniem nie reagował na włączanie aplikacji z dźwiękiem.

Zacząłem doceniać chmurę – co prawda nie mam pełnej synchronizacji włączonej, nawet rzekłbym, że wszystko mam wyłączone, ale sklep Play (fatalna nazwa i będzie się z operatorem komórkowym mylić…) pamiętał aplikacje, które miałem zainstalowane i były pod ręką. W sumie miłe, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę mało intuicyjne wyszukiwanie. Gdyby któryś producent zrobił tego typu integrację z jasnym podziałem, które dane mają być w chmurze, a które lokalnie, to pewnie się przekonam. Póki co, coraz bliżej mi do wrzucenia w chmurę danych poddanych szyfrowaniu, najlepiej dwukrotnemu, różnymi aplikacjami i algorytmami. Tyle, że to raczej typowe dane, a nie same ustawienia, i nie z tableta, a z komputera.

Poza tym, tablet Go Clever A73 faktycznie ma słabe WiFi. W niewielkim mieszkaniu odejście od AP na kilka metrów powoduje zauważalne zmiany sygnału, podobnie zmiana położenia urządzenia, jeśli jest w dalszej odległości. Wszystko odkryte dzięki aplikacji Wifi Analyzer (wymyślna nazwa, prawda? ;-)), która pokazuje poziom sygnału w czasie, pomaga wybrać kanał, na którym należy skonfigurować router itp. Bardzo fajny programik, ciekawe czy jest jakiś odpowiednik na Linuksa? Przy okazji okazało się, że sąsiedzi mają za router jakiegoś smoka, prawdopodobnie rozkręconego na full, który w całym moim mieszkaniu ma praktycznie równy sygnał, momentami silniejszy od mojego routera.