Nowy laptop

Dell 1440

Źródło zdjęcia (i recenzja, co prawda trochę inny model, bez grafiki AMD, ale reszta się zgadza): http://www.laptopreviews.com/dell-vostro-1440-review-2011-12

W końcu, po latach kupiłem sobie nowy laptop. Ostatnio jakoś cały czas korzystałem albo ze służbowego, albo z różnych starych. Nie da się ukryć, że stary laptop spisywał się dobrze do zadań podstawowych, ale… Tłumaczenie dla FSF z użyciem virtaal było ciut mało komfortowe, a zupełnie irytujące, gdy dorzuciłem do tego muzykę z YT. Zresztą YT ogólnie średnio działało, przynajmniej w przeglądarce. Bo z użyciem minitube to i owszem, ale jednak znowu – nie ten komfort. Tak więc po dwóch latach przyszła pora na zakup.

Po krótkim wyszukiwaniu w porównywarkach cen stanęło na Dellu Vostro 1440. Czemu taki nowy laptop? Matowy ekran (czemu, ach czemu nie ma tego do wyboru jako kryterium w żadnej porównywarce?!), jest mniejszy niż 15″ (tu miałem dylemat – albo 17″ i całkiem stacjonarnie, albo jednak trochę z zachowaniem mobilności – wybrałem to drugie rozwiązanie). Dużo – szczególnie jak na moje standardy – RAM, duży dysk. Chwilę wahałem się, czy wybrać wersję ze znienawidzoną kartą ATI (obecnie AMD), czy Intel. Ostatecznie stwierdziłem, że ATI gorzej tj. wolniej od Intela działać nie powinien, nawet na otwartych sterownikach, więc wziąłem tę z AMD. No i była wersja bez systemu. Znaczy z Linuksem.

No właśnie, laptop przyszedł z zainstalowanym Ubuntu (IIRC 10.10), które zrobiło naprawdę rewelacyjne wrażenie na pierwszy rzut oka. Wszystko działa: i wifi, i grafika, i dźwięk, i hibernacja. I wyglądało całkiem elegancko. Przeszła mi myśl, czy nie zostawić tego systemu. Niestety, po bliższych oględzinach i próbie aktualizacji wyszły wady: synaptic zawiesił się na aktualizacji pythona (czy też jego modułów). Program do testowania systemu uruchomiony w międzyczasie zawiesił się na sztywno, gdy odmówiłem mu podania hasła do roota i żadną miarą nie dawał się w cywilizowany sposób wyłączyć. W niecywilizowany (kill z konsoli) też nie, bo nie mogłem skorelować nazwy procesu z tymże programem. Czarę goryczy przepełnił Firefox w wersji 3.6 oraz zainstalowany Skype (i pewnie masa innego non-free syfu). Stwierdziłem, że mam gdzieś taki system, nad którym nie panuję, nagrałem płytę rescue na wszelki wypadek i zabrałem się za instalację Debiana przy pomocy debootstrap (stąd m.in. tamten wpis).

Sam zakup też nie jest trywialny w naszym pięknym kraju. Pierwszy sklep, po potwierdzeniu dostępności towaru, wymaganej obowiązkowej rejestracji (nie lubię) i złożeniu zamówienia skontaktował się… W celu poinformowania, że nie obsługują osób fizycznych, wyłącznie firmy i instytucje. Nie rozumiem idei takiego postępowania (przychodzi mi jedynie na myśl chęć uniknięcia 10 dni na zwrot towaru przy zakupie zdalnym), ale drugi sklep, z ceną o kilka zł wyższą nie miał takiego problemu. Warto jedynie odnotować, że w sumie zakup zajął mi tydzień.

Po dość długiej synchronizacji danych (uroki karty wifi bez anteny w starym laptopie, kabla nie chciało mi się szukać…) system w zasadzie działał. Istnieje parę przyjemniejszych rzeczy, niż migracja z 32 bit na 64 bit. Chodzi o parę pakietów, którym zmieniają się nazwy. I całkiem sporo pakietów (w tym Bloxer2), które nie są popaczkowane, a które trzeba było przeinstalować na wersję 64 bit. Niemniej ostatecznie wszystko działało OK. Sprzęt działa praktycznie od kopa na kernelu 3.2.x , włączając wifi i hibernację (po konfiguracji, którą musiałem sobie odświeżyć). Akceleracja 3D w karcie AMD też działała po instalacji fglrx, ale stabilność pozostawiała nieco do życzenia. Znaczy raz się zwiesił (ale podczas gry w Nerdquiz!), więc fglrx poszły w odstawkę. Na chwilę, bo później do nich wróciłem i było OK.

Żeby nie było za fajnie – przy lspci okazało się, że laptop ma dwie karty graficzne. Wspomnianą AMD oraz… zintegrowanego Intela. Co ciekawe, domyślnie korzysta ze zintegrowanego Intela. I działa to całkiem wystarczająco – YT jest płynne. Tym bardziej wystarczająco, że zabawa z vgaswitcheroo to jakaś masakra i rzeźba. I nie działa. I są zwisy (podobnie, jak przy fglrx).

Dowiedziałem się też, że kernele serii rt w ogóle z fglrx nie działają. A sterowanie prędkością wiatraka to zupełna abstrakcja. Niby i8kfan pozwala na coś, ale to coś działa po chwili mocno losowo i zupełnie niezgodnie z konfigiem. Nie wiem, czy ACPI się wdaje w paradę czy o co chodzi, ale ustawienie do którego przywykłem korzystając ze starego laptopa, czyli totalna cisza, a w okolicy bliskiej gotowania totalne wycie chwilowo wydaje mi się nieosiągalne. Przy okazji – osiągnięcie temperatury bliskiej gotowania nie było tam takie proste… Być może chodzi o kartę graficzną? W każdym razie będzie nad czym posiedzieć.

Z innych wad, które ma nowy laptop: spacja jest przesunięta trochę w prawo, co powoduje, że odruchowo naciskałem spację, zamiast prawego alt przy pisaniu pl-znaków. Na szczęście przesunięcie jest minimalne, a trochę głębsze podwijanie kciuka weszło mi już w krew. Dokładniejszy opis jak działa Debian na tym sprzęcie pewnie pojawi się za jakiś czas. Generalnie wygląda całkiem dobrze. No i skoro mam sprawną baterię, to mogę korzystać bardziej mobilnie. Ale jeszcze się nie przestawiłem mentalnie i nadal klikam przy biurku.

Jak zainstalować Debiana przy pomocy debootstrap – HOWTO

Co prawda instalacja systemu przy pomocy debootstrap jest trywialna, opisów są setki, a i man debootstrap niby jest wystarczający, ale zawsze kończy się tak, że o czymś zapominam jak z głowy robię i muszę bootować powtórnie, więc postanowiłem spisać. Tym bardziej, że ostatnio jest to najpopularniejsza dla mnie metoda instalacji. Instalator Debiana został wykastrowany z niewolnych firmware’ów, przez co instalacja Debiana na laptopach czy ultrabookach, gdy nie ma przewodowej karty sieciowej jest… powiedzmy delikatnie niefajna. No i parę instalacji znowu w ostatnim czasie było.

Instalację przy pomocy debootstrap można zrobić z dowolnego systemu, nie musi być to Debian. Zwykle korzystam z Debiana live lub – ostatnio – Ubuntu w wersji live (jakoś lepiej sprzęt wykrywa, a nie mam czasu sklikać debianowego live z testing/unstable…). Niemniej z bardziej pamiętnych zdarzało się i Gentoo. Cokolwiek co ma pakiet debootstrap się nada. Kolejne kroki wyglądają tak:

  • utworzenie i sformatowanie partycji, na którą ma być zrobiona instalacja
  • utworzenie punktu montowania, zamontowanie partycji – mkdir /chrooted; mount /dev/sda3 /chrooted
  • debootstrap właściwy – debootstrap squeeze /chrooted http://ftp2.de.debian.org/debian/
  • podmontowanie proc- mount proc /chrooted/proc -t proc
  • podmontowanie dev i sys – mount –bind /dev/ /chrooted/dev; mount –bind /sys/ /chrooted/sys
  • wejście do chroota – chroot /chrooted /bin/bash
  • edycja sources.list i aktualizacja listy pakietów
  • instalacja kernela, firmware’ów (także niewolne, jeśli wymagane), gruba
  • aktualizacja wpisów dla grub – update-grub2
  • instalacja dodatkowych programów – apt-get install wajig less mc wicd wpasupplicant wicd-curses
  • edycja /etc/fstab, /etc/network/interfaces, /etc/hosts (w sumie bez tego też działa)
  • zmiana hasła root, ew. dodanie użytkowników
  • wyjście z chroota – exit
  • reboot kontrolny – system powinien działać

Jest szansa,  że o czymś zapomniałem. Zatem jeśli coś się przypomni albo zmieni w nowszych wersjach systemów, to będę aktualizował instrukcję.

UPDATE: Może okazać się, że zainstalowana przy pomocy debootstrap maszyna, dostępna tylko po sieci nie pinguje się. Wtedy, jeśli skonfigurowaliśmy sieć, warto sprawdzić okolice /etc/udev/rules.d/70-persistent-net.rules czy MAC nie został przypisany do kolejnego interfejsu.

Laptopy 17″ – co o nich sądzę?

Niedawno, zapewne na skutek mojej niedawnej recenzji ultrabooka, poproszono mnie o opinię, w formie wpisu na blogu, co sądzę o laptopach 17″. Co prawda nie pracowałem na takim, ale znajomi w pracy mieli, a ja niedawno poważnie rozważałem zakup takiego sprzętu dla rodziców (w zasadzie dla matki, bo ojciec ma sprawną stacjonarkę do pracy), więc mogę coś napisać.

Pierwsze co rzuca się w oczy, to rozmiar – w porównaniu ze zwykłym 15,4″ – taki 17″ laptop wydaje się po prostu wielki. Ma to wady, ma zalety. Przede wszystkim, chyba wszystkie laptopy 17″ mają wydzieloną klawiaturę numeryczną. Osobiście teraz nie odczuwam jej braku, ale IIRC była przydatna przy grze w Nethack i w inne rougelike. Wiem też, że część użytkowników nie wyobraża sobie korzystania z cyferek bez niej. Miejsce tak czy inaczej jest, więc plus.

Sprawa druga – ekran. Uważam, że przy 17″ ekranie zdecydowanie nie ma potrzeby podłączania monitora zewnętrznego, szczególnie, że często i rozdzielczość jest znacznie lepsza (1600×900 jest w zasadzie standardem), niż przy mniejszych rozmiarach ekranów w laptopach, co pozwoli na komfortową pracę, grę czy nawet obejrzenie filmu nie siedząc tuż przy ekranie. Jasne, nie zastąpi to dużego telewizora, ale w wariancie studenckim…

Kolejna zaleta – laptopy 17″ są zwykle dobrze wyposażone, a dodatkowo stosunkowo tanie. W przeciwieństwie do 14″ i mniej, nie są znacznie droższe od „standardowych” 15″, przy tych samych parametrach. Zapewne kwestia tego, że nie trzeba męczyć się z miniaturyzacją.

Są zalety, są też wady – nazywanie tego sprzętu laptopem i traktowanie takiego laptopa w kategoriach sprzętu mobilnego to IMO nieporozumienie. Waga dostępnych na rynku sprzętów oscyluje w okolicach 3 kg, a i sam rozmiar sprawia, że średnio nadają się one do częstego, wygodnego przenoszenia (no dobra, szczerze mówiąc to i 15″ za wygodne do noszenia nie są). Niemniej na pewno łatwiej przenieść takiego laptopa, niż typową stacjonarkę. Dlatego, moim zdaniem, raczej jest to przenośna stacjonarka, niż typowy laptop.

No właśnie, wg mnie laptopy 17″ są alternatywą czy też konkurencją właśnie dla komputerów stacjonarnych. Patrząc na ceny, różnica zestawu monitor plus stacjonarka nie jest duża w stosunku do laptopów 17″. W przypadku laptopa UPS, który rozwiązuje masę potencjalnych problemów z systemem plików (o ile ktoś mieszka w rejonie, gdzie awarie zasilania zdarzają się stosunkowo często lub… ma pecha), dostajemy gratis, kosztem wolniejszego, niż w przypadku komputerów stacjonarnych dysku i braku możliwości grzebania w sprzęcie. O ile ktoś planuje grzebać w sprzęcie – raz, że nie zawsze jest potrzeba, dwa – trochę się z tego z wiekiem wyrasta.

Jak wspomniałem, rozważałem taki sprzęt dla rodziców. Standardowy laptop z ekranem 15″ może być trochę za mały dla starszych osób (na pewno ojciec wolałby większy ekran, niż mniejszy), stacjonarka oznacza puszkę i plątaninę kabli (policzmy: zasilanie, ethernet, głośniki i ich zasilanie, kamera, mysz, klawiatura) – w przypadku laptopa odpada kamera, głośniki i ich zasilanie, klawiatura, jak człowiek nie potrzebuje, to można i z myszy zrezygnować, a ethernet zamienić na wifi. Podsumowując: ostatnio do zakupu nie doszło w ogóle, ale prawie na pewno kolejny sprzęt dla rodziców to będzie „siedemnastka”.