Odnośnie wad Joggera…

Pisałem już porównanie Blox i Joggera, ale wpis o wadach Joggera mnie lekko zdrażnił, więc…

To o czym pisze autor to pikuś. Gorzej, że Jogger nie tylko ułatwienia pisania ma z poprzedniej epoki, także mechanizmy kontroli dostępu pozostawiają wiele do życzenia (są przyzerowe). Brak choćby moderacji trackbacków, dlatego skomentuję ten wpis, mimo blokady komentarzy. 😉 No chyba, że w końcu dopisali, bo chyba od kwartału piszą…

Jogger i blox – porównanie.

Niedawno na kanale IRC padło pytanie, jak to mi na tym blox.pl jest. Ponieważ minał trzeci miesiąc, to uważam, że mogę pokusić się o małe, subiektywne porównanie z Joggerem.

Na początek rzeczy dobre: blox.pl jest prosty. Czasem prosty do bólu i nie na wszystko pozwala (chociaż jak patrzę na niektóre blogi, to myślę, że po prostu nie umiem, lub jest to mocno nieintuicyjne), ale generalnie można wziąć gotowy szablon, który nie rani uczuć estetycznych, dostosować go kilkoma kliknięciami w opcjach i go używać, bez konieczności doktoryzowania się z tagów typu COMMENT_BLOCK_NOT_EXIST, jeśli chcemy coś zmienić. Default jest sensowny, a doprowadzenie do obecnej wersji wymagało co prawda grzebania w kodzie, ale było to kilka zmian cyferek i wyhaszowanie kilku linii (grafiki). Z drugiej strony – nadal nie wiem, jak umieścić coś swojego pod każdym wpisem (OTOH zrezygnowałem z oceniania wpisów, wiec nie szukałem), chociaż wiem, że się da (widziałem u kogoś outbrain.com). Dokumentacja jest wystarczająca w obu przypadkach.

Kontynuując dobrą passę: zabezpieczenia przed niechcianymi użytkownikami/komentarzam są o niebo lepsze, niż na joggerze. Rozbudowany system kontroli, od moderowania komentarzy, trackbacków (Jogger do tej pory nie ma moderowania trackbacków, co – jeśli komuś by zależało – umożliwia efektywne, automatyczne spamowanie w komentarzach), przez elastyczny system blokowania po IP/domenie czy po określonych wyrazach. No i oczywiście można blokować użytkownika po loginie (i można wymusić, bo komentować mogli tylko zalogowani). Jogger się chowa.

Miejsce. Na blox.pl dostajemy 30 MB na pliki, przy czym, jeśli dłużej istniejącemu (ponad 5 m-cy) blogowi będzie się kończyło miejsce, to dostanie kolejne 5 MB (w sumie nie jest jasno określone, czy jednorazowo, czy w miarę potrzeb co miesiąc, podejrzewam to drugie). Na jogger.pl takich luksusów nie ma (dostajemy 1 MB, co jest wartością śmieszną), można się posiłkować – ocierającym się o abuse – osadzaniem plików graficznych w treści…

Statystyki to kolejna sprawa, w której blox.pl wypada lepiej. Statystyka wejść ze stron jest fajna i zbliżona do tej ze stat4u.pl w tym zakresie. Dla niewymagających – bardzo fajne i w pełni wystarczające. Wymagający i tak skorzystają z czegoś innego. Jogger co prawda miał dobre zamiary z webalizerem, ale wykonanie jest fatalne i de facto poza transferem niczego sensownego nie można się było z tych statystyk dowiedzieć. A transfer na cudzym hostingu to nie jest przecież coś, co szczególnie usera interesuje.

Wady blox.pl to brak integracji z jabberem (coś tam jest, ale tylko dla jabber.gazeta.pl, więc się nie liczy). Za to są SMSy i MMSy, których brak na Joggerze. Dla mnie wada, bo SMSów nie piszę, a z jabbera korzystałem. Minus dla blox.

Irytujące na blox.pl są ograniczenia na typu zamieszczanych plików (chodzi o rozszerzenia). Brak rozszerzenia .torrent jestem w stanie jakoś zrozumieć, ale brak .gz i .tgz? Przesada. Miałem zgłosić buga, ale ciągle zapominam. Na joggerze mogłem zamieścić cokolwiek, ale co można zamieścić w 1 MB? Niewiele.

Brak poziomów wpisów na blox.pl. Wpisuję dla porządku jako wadę, bo nigdy nie uważałem tego za realne zabezpieczenie (nie tylko z uwagi na dziury w zabezpieczeniach), choć z funkcjonalności – dla porządku – korzystałem. Po prostu, dla własnego dobra, jak nie chcesz, żeby coś było publicznie dostępne, to nie wrzucasz tego do sieci (bez ciężkiego krypto, przynajmniej).

Inne sprawy… Żadna z platform nie wspiera wersji językowych (taki zarzut padł na kanle, więc opiszę). W obu można założyć drugie konto (w przypadku Joggera – płatne SMSem) lub korzystać z kategorii. Remis.

Społeczność Joggera, tak podkreślana i coś, czego nie zrozumiałem nigdy. Cóż. Jak dla mnie to bardziej zawężony krąg odbiorców, po prostu. Jak widzisz ciągle te same nicki, to może i odczuwasz więź społeczną. Ja nie. Blox nie ma społeczności jako takiej. Czytam kilka blogów na blox.pl i raczej nie powtarzają się komentujący, a jeśli nawet, to raczej ze względu na znajomość pozablogową. Za to komentarzy od użytkowników jest na Joggerze zdecydowanie więcej, choć częściej są to onelinery i płytkie kłótnie – czyżby kłaniało się komentowanie przez komunikator?. A może po prostu ludzie lepiej się znają, więc komentują częściej? Tak czy inaczej plus dla Joggera.

Przedostatnia rzecz, to „promowanie” różnej maści. Jogger ma stronę główną, blox też. Tyle, że wpis na głównej (najnowsze) w blox jest widoczny w ciągu dnia kilka-kilkanaście minut. Dla wpisów technicznych na Joggerze jest wydzielony techblog (zamieścić wpis na techblogu może każdy, ale wpisów jest niewiele). Z kolei blox ma Syndykat, czyli wydzielone blogi i ma służyć oddzielaniu sygnału od szumu. Trudno się dostać do Syndykatu, za to wpisów jest dużo. Plus, blox ma kategorie tematyczne blogów. Ciekawa sprawa, na znalezienie podobnych blogów. Jogger musi w tym zakresie posiłkować się zewnętrznymi serwisami (znam w tym zakresie tylko folksr.com, który niestety nie jest zbyt popularny). Około remisu, ale ze wskazaniem na blox.

Ostatnia sprawa to ilość odwiedzających. Ktoś przepowiedział, że jak przeniosę się na blox, to nikt nie będzie czytał i znudzi mi się pisanie. Trochę racji w tym stwierdzeniu jest, trochę nie ma. Ilość odwiedzających spadła, to fakt. Obecnie lekko ponad tysiąc UU miesięcznie, gdzie z samych wyszukiwarek na blogu joggerowym jest ok. półtora raza więcej. OTOH nijak ma się to do chęci pisania, poza tym, pogadamy za trzy lata… 😉

Podsumowując: na punkty serwisy wypadają podobnie (niby jeden punkt więcej dla blox), choć zdobywają je w zupełnie innych aspektach (jak ktoś chce podpiąć własną domenę, to blox odpada). Celowo nie oceniam kontaktu z administatorami i ogólnie ich podejścia. Raz, że za mało miałem z nimi kontaktu w przypadku blox (choć bardzo pozytywny), dwa, że ich postawa była bezpośrednią przyczyną rezygnacji z Joggera.

UPDATE: Jeszcze, gwoli ścisłości, słowo o Syndykacie. Niby są tam blogi istniejące dłużej niż 6 miesięcy i regularnie aktualizowane, ale jak patrzę na kategorię Komputery i internet, to w 10 blogach widzę ostatnie wpisy m.in. z maj, sierpień, początek września, kwiecień, wrzesień. Trochę śmierdzi trupem.

Ile jest warta reklama na blogu?

Wczoraj kominek popełnił wpis, jakie to tanie reklamy na blogach są złe. Tradycyjnie najważniejsze, by było głośno (i to się udało – nawet skomentowałem), ale poza tym pomieszanie z poplątaniem – od chęci niewywiązania się z umowy przez blogvertising.pl (szybko się wyprostowali, ciekawe na ile wpływ miał tamten wpis) po… stawki za reklamę. Niezależnie od tego, ile gdzie ma racji, temat ciekawy, a wpis skłonił mnie do przemyśleń.

O reklamach na blogu (konkretnie LinkLift i AdTaily) pisałem wcześniej. Jako jedną z głównych zalet AT wymieniłem elastyczność. I taka jest prawda, ale dzięki temu jest to system pomagający „zepsuć” rynek. Z czego to wynika?

LL określa stawkę za linka sztywno, na podstawie umiejscowienia linka na stronie, PR strony, tematyki i maksymalnej ilości linków reklamowych. Oni decydują o cenie, a jeśli nie ma reklam wykupionych, brak nawet wzmianki, że można reklamę na danym blogu kupić . Wszystko załatwia się w „centrali”.

AT pozwoliło na samodzielną sprzedaż reklam i dowolne kształtowanie cen, ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, niezależnie czy reklama jest kupiona w kampanii, czy przez widget, AT pobiera haracz. LL także pobiera, ale tylko przy zakupach przez nich (faktem jest, że inaczej nie można). I wada, i nie wada – z jednej strony nikt nie broni dogadywać się reklamodawcy i właścicielowi samodzielnie, z drugiej strony przy „ogonach” kto ma na to czas? Obsługa takiej umowy, potem przelewu też przecież kosztuje. Po drugie, niezależnie od tego, czy jakiś box jest wykupiony cały czas reklamowany jest serwis AT. W formie linka, nie boksa, ale jednak. Po trzecie (no nie po trzecie, ale tu pasuje), umowa jest krótkoterminowa (na dni), co IMO zachęca do eksperymentowania z cenami.

Nie ma się co dziwić, AT to firma młoda, wejść na rynek jakoś wejść musi, darmowa reklama kusi. Skoro są chętni do zamieszczania widgetu – grzech nie skorzystać. Podobnie z prowizją – skoro są chętni, to czemu jej nie brać? Ale czy nie psują rynku? LL wycenił link tekstowy u mnie na starym blogu na 18 zł miesięcznie. AT sugerowało wycenę pojedynczego boksa na 1 zł, czyli 30 zł miesięcznie. Nie pamiętam, czy z prowizją agencji, czy po jej odliczeniu, w obu przypadkach, ale to pomijalne. Za bardziej inwazyjną i formę i większą powierzchnię. Plus dorzucało swojego linka (wartego wg. LL 18 zł), czyli pojedynczy boks był realnie od 12 zł (przy wykupionym jednym) do 27 zł (przy wykupionych 6). Kto więc, jak nie AT „popsuł” rynek?

Firm pozwalających zamieszczać reklamy na blogach jest sporo, więc nie sądzę, by AT zdecydowało się na zmianę polityki. Wprowadzenie cen minimalnych itp. ograniczenia elastyczności spowodują, że nie będą się specjalnie różnić od innych firm. Ludzie zdejmą widgety, a wtedy AT straci reklamę. Na to raczej ich nie stać – liczba stron z zainstalowanym widgetem nie jest wielka, liczba reklamodawców też nie. W końcu to początek…

Jeśli chodzi o sponsorów też różowo nie jest. Szczerze mówiąc tak się bawię cenami i nie zauważyłem specjalnej korelacji między ceną, a ilością zamieszczanych reklam. W zbadanym obszarze (10 gr – 2 zł), pomijając czynnik moderacji, nie zauważyłem istotnej zależności między ceną, a ilością sprzedanych boksów.

Kolejna prawda jest taka, że ceny proponowane przez LL nie były rynkowe. Przy dojrzałej firmie, odpowiedniej ilości sponsorów i rozsądnych cenach „wydarzeniem” nie powinna IMO być sprzedaż pojedynczego linka. A była. Znaczy się, pewnie cena za wysoka. Zresztą TBH nie uważam, by zamieszczenie linka tekstowego tam warte było 18 zł.

Jak pisałem, dla mnie reklamy na blogu to zabawa – coś się pojawi, coś zniknie, popatrzę, jak to działa. Ale i tak ostatecznie decyduje rynek. Jeśli ktoś może sprzedać 1 reklamę na 3 m-ce za 10 zł, albo 6 reklam co miesiąc po 1 zł, to co mu się bardziej opłaca? Oczywiście, że i firmom pośredniczącym, i sprzedającym miejsce powinno zależeć na wysokich cenach. Tylko AT w tej chwili zapewne na razie zależy bardziej na pozyskaniu klientów (z obu stron) i zareklamowaniu się, a blogerzy pewnie na razie sondują rynek. Zresztą, nie wierzę, że ktoś, kto chce zarabiać, mając sprzedanych średnio kilka boksów miesięcznie nie podniesie cen… W drugą stronę – wysokie ceny na tyle zmniejszą obrót, że wszyscy stracą. No i jaki sens dla blogera jest w trzymaniu pustego widgetu AT. Taki będzie przy zbyt wysokiej cenie. I darmowe reklamowanie AT?

Ostatnie dwie kwestie, czyli blip i wiarygodność reklam. Jeśli chodzi o blipa, to – jak już było sugerowane, dobrze byłoby wydzielić tag inny niż #adtaily na reklamy. Informacje o cenach itp. #adtaily było na początku tagiem dotyczącym serwisu, bugów, ficzerów. Potem, z racji testów pojawiły się informacje o zamieszczanych reklamach i… niestety tak zostało.

Jeśli chodzi o wiarygodność reklam na blogach, to coś takiego nie istnieje. Reklama to reklama, nikt przy zdrowych zmysłach nie liczy na to, że blogger weryfikuje reklamowane (zamieszczony banner/link) produkty czy firmy. Takie zweryfikowane rzeczy mogą znaleźć się w linkach typu „polecane”, podobnie jak inicjatywy/produkty/serwisy przyjaciół. Ewentualnie w recenzjach (pomijam płatne czy nie). W przypadku moderacji reklam zapewne mogą zostać odsiane najbardziej kontrowersyjne/podejrzane reklamy czy firmy. I tyle. Fizycznie nie ma możliwości przetestowania produktu, ani za 10 gr, ani za 10 zł, ani za 100 zł. Sensowne przetestowanie np. hostingu to minimum kilka-kilkanaście godzin pracy i wiele miesięcy (przynajmniej tygodni) obserwacji jego działania. Przetestowanie skanowania fotografii (oba przykłady z bieżących kampanii) to kilka godzin pracy, koszty przesyłek. 100 zł za takie coś to taniość okrutna. Faktem jest, że przy długich emisjach wygląda to inaczej, ale i przy miesięcznej emisji koszt pracy będzie dominujący.

Dla mnie strefa reklam na blogu to wydzielony obszar do wynajęcia. W pojawiające się tam treści nie ingeruję (wyjątek moderacja, ale moderować nie zamierzam, chyba, że przy jakichś specjalnych okazjach typu testy – jak w tej chwili). Recenzje to inna bajka, ale tych za pieniądze nie pisałem. Z założenia to miejsce nie służy do zarabiania.

Ktoś napisał w komentarzach, że kapitalizm nieuchronnie dąży albo do monopolu. Czy też raczej – postulowanego przez kominka – kartelu. Albo do ustalenia cen na granicy opłacalności. IMO to drugie nie jest niczym złym (granica powinna być odpowiednio szeroka) i świadczy o uczciwych, realnych cenach, a w przypadku tak wolnego medium, jakim jest internet, niespecjalnie widzę inne rozwiązanie. Oczywiście obie strony będą ciągnąć ceny w swoją stronę, z użyciem retoryki, nazywania dziwkami, złodziejami, wszystkich marketingowych sztuczek i oklepanych frazesów. Normalne zjawisko. Natomiast prawem każdego nie monopolisty jest sprzedawać (i kupować) za tyle, ile się żywnie podoba. Na szczęście cen minimalnych, komisji do spraw regulacji rynku itp. się nie doczekaliśmy.