Pożegnanie z moBILET.

Autobusy mijanie

Źródło zdjęcia: Autobusy mijanie

Rzadko zdarza się tak, że rezygnuję z usługi, z której jestem zadowolony. A dokładnie tak jest w tym przypadku. Mimo pewnych wad, o których pisałem podczas opisu pierwszego wrażenia z kontaktu z moBILETem, mimo wielu wad systemu: stosunkowo długi czas doładowania konta, problemy związane z brakiem wersji na wiele telefonów (nie dotyczyło mnie), tylko minuta na włączenie moBILETu i skasowanie (na to jest obejście, szukaj o zabezpieczenia czasowe aplikacji w tym wpisie), muszę przyznać, że to świetny system. Niezawodność OK – z 2 albo 3 razy nie skasowałem biletu z racji problemów z siecią lub serwerami moBILETu (trudno stwierdzić, kto naprawdę był winien).

Jasne, na pewno wpłynął na to fakt, że moBILET działa w trzech miastach, w których przebywam najczęściej, czyli Szczecinie, Poznaniu i Stargardzie Szczecińskim. Jeden telefon komórkowy i doładowane konto załatwiały sprawę biletów we wszystkich tych miastach, niezależnie od dnia tygodnia czy pory dnia, a trzeba przyznać, że kupno tradycyjnych biletów jest często problematyczne.

Ale trochę zmienił mi się profil korzystania z komunikacji miejskiej, co oznacza, że będę wydawał więcej. Sieciówka za 81 zł stała się opłacalna (mimo ostatniego wydłużenia okresów ważności biletów czasowych w Poznaniu), więc pora pożegnać się z tym fajnym systemem. Przy okazji mała statystyka – przez 32 miesiące, kiedy korzystałem z moBILETu, wydawałem na doładowania średnio 54 zł/m-c, faktem jest, że nie tylko w Poznaniu korzystałem (i nie tylko dla mnie bilety kasowałem), ale i tak sporo…

Oczywiście w związku z zakupem sieciówki nie rezygnuję całkowicie z systemu – nadal przyda się w Szczecinie i Stargardzie Szczecińskim, ale będzie to naprawdę sporadyczne użycie.

A jeśli kogoś przerażają wady moBILETu, to niedawno pojawiła się w Poznaniu alternatywa, również oparta o GSM, choć w innym wydaniu – wystarczy zadzwonić. Chodzi oczywiście o CallPay, który ostatnio intensywnie się promuje. Na razie nie ma zbyt wielu miast, ale pewnie będzie ciekawe szczególnie dla tych użytkowników, z obsługą telefonów których moBILET miał problem.

Przeniesienie numeru z PlusGSM do Play.

O tym, że przeniosę numeru z Plusa odgrażałem się już dawno. Co prawda niechciane SMSy z reklamami w Plusie udało się wyłączyć bez problemu, a do reszty jakoś się przyzwyczaiłem, ale idea pozostała. Po prostu Plus wypada coraz gorzej na tle konkurencji. Koniec końców, póki co, nie przeniosłem numeru podstawowego tylko spam, czyli numer, który podaję wszędzie, gdzie trzeba podać telefon i jest ryzyko, że będą marketingować bez umiaru, ale… zobaczymy.

Wybór padł na Play i ich bezkonkurencyjny(?) okres ważności połączeń wychodzących po dowolnym doładowaniu, wynoszący rok. Spam to taki numer, na który głównie przyjmuję połączenia (bardziej: SMSy), więc nie było sensu płacić 200 zł/rok w Plusie (100 zł na pół roku to minimum pozwalające na wykonywanie połączeń wychodzących). Czemu nie Play od razu? Starter w Plusie kupiłem tylko ze względu na simlocka w ówczesnym telefonie…

Najlepszym dowodem, że przepłacałem, była ilość pieniędzy zebranych na koncie. Kilkanaście dni przed końcem okresu ważności połączeń wychodzących miałem tam około 150 zł. Tu drobny lifehack – część pieniędzy (około 33%) można odzyskać w gotówce na konto przy pomocy serwisu Korzystny SMS (uwaga, nie dla wszystkich sieci działa, polecam doczytanie informacji na stronie!). Linkuję, bo znalazłem go z trudem, a problem co zrobić ze środkami na koncie prepaid jest dość częsty. Konkursy – nie działa – zwykle trzeba kupić produkt i wysłać SMS albo do wygrania są drobiazgi. Darowizny – nie znalazłem niczego, co chciałbym poprzeć i co oferowałoby płatność SMS. Z innych metod wykorzystania pieniędzy na koncie prepaid – jest jeszcze zakup usług typu Skype, serwisy z pobieraniem plików wróżki i sex telefony. Jakoś nie byłem zainteresowany.

W każdym razie – przeniosłem. Słyszałem, że operatorzy robią problemy z rejestracją numeru. W moim przypadku – zupełna nieprawda. Dało się zarejestrować numer w salonie Plusa w sobotę, bez żadnych problemów, szybko, sprawnie i w miłej atmosferze.

Play reklamuje, że przeniesienie jest w jeden dzień. Trochę nie wierzyłem, bo kołatały się po głowie dwa tygodnie. Wizyta w punkcie Play i dowiedziałem się, że nie ma znaczenia, ile czasu pozostało do końca ważności doładowania (czy robiłem na ostatnią chwilę? ależ oczywiście) i że faktycznie przenoszą w jeden dzień. W niedzielę (w końcu nie było kolejki – niestety, wcześniej zawsze były 2-3 osoby w kolejce, a jakoś nie chciało mi się czekać) złożyłem dyspozycję przeniesienia. W poniedziałek numer był Play, dokładnie tak, jak powiedziano w instrukcji.

Totalnie nie mam się do czego przyczepić. Jedyne co, to mogłoby nie być fizycznej wymiany karty SIM i wypełniania sporej ilości papieru (ekologia), ale zapewne decydują odpowiednio względy technologiczne i formalno-prawne.

Moim zdaniem, na tym przykładzie, przenoszenie jest totalnie bezproblemowe. Najbardziej problematyczne jest dwukrotne udanie się do punktów obsługi i ew. kolejki w nich. Same formalności to po 10-15 minut w punkcie.

UKE proponuje, by operator do którego przenoszony jest numer, ponosił koszt (proponowane jest 25 zł). Mam świadomość, że koszt ten zostanie przeniesiony na klienta przenoszącego numer, ale samą opłatę popieram (do dyskusji jej wysokość). Sytuacja, że bardziej opłaca się kupić starter u innego operatora i przenieść do innego (zwykle są bonusy, w Play w tej chwili 60 zł na rozmowy do wszystkich sieci), generując przy tym śmieci (papier, plastik) i koszty po obu stronach, jest IMHO chora.

PS. W końcu będzie backup telefonu i okazja do porównania na żywo ofert i poziomu usług w PlusGSM i Play. 🙂

Zalany telefon – naprawa.

Chcąc nie chcąc udało mi się zdobyć nową sprawność na wyjeździe – ratowanie zalanego telefonu. Okazało się, że nie wszystkie plecaki są wodoszczelne. Ten, który pożyczyłem wykazał się praktycznie zerową ochroną przed deszczem. W przeciwieństwie do firmowego „laptopowego” plecaka, który zaskakująco dobrze chroni przed deszczem i do którego przywykłem.

W każdym razie deszcz był spory i po otwarciu kieszonki z kluczami od auta i telefonem okazało się, że w środku jest bagno telefon jest totalnie zalany. I to zalany nie tak trochę, że wilgotny, tylko praktycznie pływa i kapie z niego. Co prawda wyglądał, że działa, ale już wyświetlał, że włączone są jakieś dziwne opcje zestaw słuchawkowy, którego przecież nie mam.

Co prawda moja Nokia 3110c ma już 3 lata (ależ ten czas leci…), czyli telefon jest stary i należało by go wymienić, ale w sumie działał i prawie wystarcza. W zasadzie do pełni szczęścia brakuje mi – najchętniej wbudowanego – GPS, bo ostatecznie nie kupiłem zewnętrznego i minimalnie większego ekranu do przeglądania Internetu.

Po paru dniach wygląda, że zalanie telefonu nie zaszkodziło mu, więc może komuś też się opis przyda (za efekty nie ręczę, mi pomogło):

  • Wyłączenie telefonu i wyjęcie baterii (natychmiast po stwierdzeniu zalania).
  • Wyjęcie wszystkiego, co daje się wyjąć (karta SIM, karta microSD, jakbym mógł, to bym trochę bardziej rozebrał go, ale nie miałem ani instrukcji, ani narzędzi).
  • Osuszenie wszystkiego z osobna papierem toaletowym.
  • Wydmuchanie wody ze szczelin, dalsze osuszanie papierem.
  • 20-30 min suszenia w różnych pozycjach suszarką w takiej odległości, by się nie przegrzewał, ale żeby był wyraźnie ciepły.
  • Jak przestaną być widoczne ślady wilgoci (ekran itp.), 2,5-3h leżakowania telefonu na słońcu i wietrze (pewnie niezalecane przez producenta).

Po tym włączyłem telefon i okazało się, że na tyle, na ile używałem, funkcjonuje normalnie. I w sumie mam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony fajnie, że uratowany, z drugiej nie ma pretekstu do kupna czegoś z Androidem.

UPDATE: Mimo pesymistycznej prognozy z komentarza, telefon ma się dobrze. Głośnik, mikrofon, klawiatura – bez zarzutu po około pięciu miesiącach blisko roku.