Rozważania o dojeździe i powrocie z pracy przy użyciu MPK.

Odkąd mieszkam w Poznaniu, poruszam się niemal wyłącznie pieszo i przy pomocy MPK. Jak tu przyjechałem i zobaczyłem, jakie są korki i organizacja ruchu, to stwierdziłem, że auta nie ma sensu tutaj mieć. I jestem tego zdania do dziś. Najpierw do pracy chodziłem pieszo, ale odkąd zmieniliśmy siedzibę, trzeba dojeżdżać. Potem zmieniłem miejsce zamieszkania i tak jakoś się jeździło, jeździło…

Obecne upały były dobrym powodem do przemyślenia strategii dojazdu. Teoretycznie mogę dojeżdżać dwiema różnymi liniami, przy czym jedna wypada koło dobrze zaopatrzonego sklepu (ale idę po odsłoniętej patelni wg Google maps – 700m), a druga koło małych sklepików (może nieco mniej odsłonięte, też 700m), gdzie czasem jest to, co chcę, czasem nie ma. Plus, na najkrótszej trasie jest często klepisko, nie chodnik.

Ostatnio testuję wariant pośredni – 900m wg Google maps, ale za to miejsce takie, że jeżdżą obie linie, a około jednej trzeciej do połowy trasy jest zacienione. I nadal przechodzę przez dobrze zaopatrzony sklep. I mam chodnik cały czas.

Teraz część najlepsza. Aktualnie każda z linii jeździ co 15 minut (kiedyś wydaje mi się, że jedna z linii jeździła częściej). Z przesunięciem o 5 minut między sobą (tj. raz jest 5 a raz 10 minut przerwy między kolejnymi tramwajami). Przejście 700m wg google maps to ok. 8 minut (i zgadam się z tym, głównie za sprawą niesłychanie skopanych świateł), 900m – 11 minut (trochę nie rozumiem ichniej matematyki, ale niech będzie). Średni czas oczekiwania na tramwaj przy dojeździe tylko jedną linią to 7,5 minuty, a maksymalny 15 minut. Przy wariancie z dwiema liniami jest to odpowiednio 3,75 minuty i 10 minut. Łączny czas potrzebny na wejście do tramwaju to 15,5 minuty średnio i 23 minuty maksymalnie w wariancie z jedną linią i 14,75 minuty średnio, a 21 minut maksymalnie w wariancie drugim.

Jak widać, opłaca się chodzić tam, gdzie są 2 linie, zamiast jednej. Lepszy jest i średni, i maksymalny czas dojazdu, droga jest utwardzona, przyjemnie zacieniona i jest po drodze sklep. I tak, musiałem to policzyć, na czuja nie wystarczy!

Ostateczne rozwiązanie dla muzyki pod Linuksem.

W niedawnym wpisie szukałem czegoś, co potrafiłoby scrobble’ować do libre.fm i umiało odtwarzać radio internetowe i Jamendo. Jak to napisałem:

Ideałem byłoby coś, co potrafi scrobble’ować i radia internetowe, i dobrze obsługującego zwykłe albumy z dysku, i Jamendo. W sumie kolejność Jamendo -> radia -> albumy z dysku, bo jakoś nie jestem fanem trzymania wybranej kolekcji (co innego odtwarzacz).

Okazuje się, że się da (generalnie), co więcej, jest to bardzo proste, eleganckie i wydajne. Wykorzystać trzeba MPD (odtwarzanie), GMPC (sterowanie) oraz mpdscribble (scrobble’owanie; wspiera libre.fm, jamendo i last.fm jednocześnie). W Debianie (testing AKA Squeeze) wystarczy:

wajig install gmpc mpd gmpc-plugins mpdscribble

I zmiany w plikach konfiguracyjnych. Nieco bardziej użytkownikocentryczne i wymagające więcej pracy podejście jest opisane w tym wpisie, bardzo ładnie opisującym konfigurację mpd i mpdscribble, na który na szczęście szybko (w sumie od razu) trafiłem. Ja robiłem bardziej po debianowemu, z wykorzystaniem istniejących plików konfiguracyjnych, a nie per użytkownik. Zaleta taka, że prościej, mpd i mpdscribble wstają przy starcie systemu, od kopa, a z komputera i tak tylko ja korzystam.

Nie działa mi tylko – póki co – obsługa Jamendo (znaczy samej playlisty, scrobblera nie sprawdzałem, ale pewnie działa, bo to inny pakiet). Wygląda na jakiś błąd w pluginie do GMPC – zamiast utworów w playliście lądują fragmenty URLi. Ale wiem, że się da (tzn. pod Ubuntu działa).

Z dużych zalet – wygląda, że poprawnie scrobble’uje radio (przynajmniej opisane kiedyś Radio Baobab). No i jest leciutkie (jakieś 10% procesora dla radia), zwłaszcza w porównaniu z playerami webowymi libre.fm czy Jamendo. Jak dla mnie – miodzio. 🙂

CC czyli czarny czwartek.

Dzień, w którym wstajesz sobie spokojnie rano, zaparzasz kawkę i siadasz do kompa podziwiając piękne słoneczko nie musi wcale być taki fajny. Rzut oka na telefon, a tam jakieś nieodebrane. O siódmej rano. Z dyżurnego telefonu adminów! W liczbie 7!!!

No dobrze. Oddzwońmy. Okazuje się, że wywaliło serwer, na którym są wirtualki. Bywa. W zasadzie – kiedyś musiało się wydarzyć. Praktycznie wszystko jest dublowane, więc tak naprawdę nie działają tylko 2 usługi – jedna niekrytyczna a nawet nieistotna i jedna wewnętrzna (i nie do końca w naszej gestii).

A potem okazuje się, że to dzień, w którym to, co miało ratować – niszczy, B udaje, że nie stało się nic, są tacy, którym jest lepiej i tacy, którym jest gorzej, A załatwia niemożliwe (i w dobrej cenie!), zakupy można zrobić szybko w miejscach mało oczywistych, wydzielone dla poszczególnych usług klasy adresowe, które można wyroutować szybko gdzie indziej to Dobra Rzecz i wcale nie chodzi o jedną maszynę.

Na koniec dnia okazuje się, że to wszystko jednak potrwa, bo RAID to nie cudowne rozwiązanie wszystkich problemów z dyskami i czasem więcej z nim problemów, niż można by przypuszczać, a wszystko przedłuża się na piątek.

Myśl dnia: nic tak nie przygotowuje do usuwania awarii jak usuwanie awarii.