Praca zdalna

W związku z obecną sytuacją w kraju i na świecie[1] pracuję zdalnie, z domu. W moim przypadku było to trochę łatwiejsze, bo i IT, i zespół rozproszony, więc ćwiczyliśmy dłuższy czas pracę raz w tygodniu zdalnie, ale nadal czym innym jest okazjonalnie dzień zdalnie, a czym innym codzienna praca zdalna. Z tej okazji garstka mniej oczywistych porad, może przyda się komuś, kto dopiero zaczyna.

Zapasowy dostęp do internetu

Praca zdalna wymaga sprawnego dostępu do internetu, warto więc zadbać o zapasowe łącze. Głupio byłoby musieć jechać do firmy tylko dlatego, że nasz ISP wysiadł. Zwłaszcza teraz. Jako zapas wystarczy tak naprawdę karta SIM, za router WiFi spokojnie może robić stary smartfon, można przełożyć kartę do zwykłego smartfona albo użyć drugiego slotu na kartę SIM. Co lepsi IMO operatorzy komórkowi, których używam lub używałem, zapewniający backup dostępu do internetu w wersji na kartę, czyli prepaid:

Aero2
Jest to mój zdecydowany faworyt – nie wymaga inwestycji w postaci opłacania co miesiąc abonamentu, pamiętania o wygasaniu konta, po prostu jest, gotowy do użycia. Wadą jest długi czas oczekiwania na kartę – nie kupimy jej w sklepie. Warto załatwić i niech sobie leży.
Oferuje Darmowy pakiet 512 kb/s bez konieczności odnawiania (z CAPTCHA co godzinę) oraz różne pakiety od 5zł/m-c. Cokolwiek sensownego to jednak 30 zł.

a2mobile
Najlepszy operator, jeśli potrzebujemy korzystać z internetu regularnie, ale umiarkowanie. Oferuje nieograniczony ilością danych dostęp do internetu, z tzw. lejkiem, czyli zmniejszającą się prędkością.
W zupełności wystarcza do komfortowego przeglądania stron i korzystania z poczty, problemy pojawią się dopiero przy streamingu, zwł. w większych ilościach, choć jest możliwość „resetu” lejka.
Jest tańszy/szybszy od aero2 przy podobnym zaangażowaniu (kupno pakietu raz na miesiąc). Pakiet za 13 zł/m-c daje nam:
do 5 GB – bez limitu prędkości
5–10 GB – prędkość max. 3 Mb/s
10–15 GB – prędkość max. 1 Mb/s
powyżej 15 GB – prędkość max. 512 kb/s

Virgin Mobile
Warto rozważyć VM, jeśli planujemy mieć numer „stacjonarny” z opcją na backupowy internet. Ze względu na kupno pojedynczych pakietów 1 GB daje dużą granularność kosztu. W razie potrzeby nie ma więc problemu ze streamingiem. Może być tańszą alternatywą dla a2mobile, kosztem większego zaangażowania przy kupnie pakietów. Porównując z poprzednikiem – jeśli wydamy 13 zł, to będziemy mieli 10 GB internetu.
Pakiety na kartę od 3 zł/m-c + 1zł/1GB

Oczywiście realna prędkość zależy w przypadku dostępu bezprzewodowego od wielu czynników – sprzętu, zasięgu, operatora. Ograniczenia dostawcy to górny limit.

Narzędzia

Zoom to jeszcze jedno rozwiązanie do telekonferencji. Celują raczej w firmy, ale oferują pakiet darmowy, a w związku z aktualną sytuacją także bezpłatną wersję dla szkół.
W aplikacji jest opcja push to talk (domyślnie spacja przy wyłączonym mikrofonie, można zmienić w skrótach klawiszowych). Na odpowiednio wydajnym sprzęcie (podobno wymagany procesor i7) daje możliwość ustawienia tła, które maskuje bałagan w pokoju. Wykrywanie postaci działa bardzo dobrze. Jest też możliwość wspólnego rysowania. Dostępne wersje dla Windows, macOS, Linux. Ta ostatnia była stara i kulawa, jak ostatnio patrzyłem, ale dało się używać.

Ćwiczenia

Praca zdalna wiąże się z ryzykiem ciągłego siedzenia przy komputerze i zmniejszeniem ilości aktywności fizycznej w ogóle. Dlatego pracując przy komputerze przysługuje nam przerwa 5 min na każdą godzinę pracy. Warto ją wykorzystać – przynajmniej w części – na ćwiczenia, szczególnie, jeśli mamy mniej ruchu przez niewychodzenie z domu. Najlepsze wydają mi się dość intensywne ćwiczenia (mamy tylko 5 minut na wszystko!), które nie wymagające specjalnego przygotowania, miejsca czy sprzętu. Moi faworyci:

  • przysiady – nie trzeba nikomu przedstawiać, istnieje wiele wariantów
  • wykroki – jedną nogą robimy krok do przodu i uginamy tylną tak, by kolano niemal dotknęło ziemi, następnie powrót i zmiana nogi
  • pompki – znowu raczej popularne, wiele wariantów z różnym rozstawieniem rąk. Jeśli ktoś ma, to można użyć uchwytów. I bardziej higienicznie, i lepsza efektywność.
  • podciąganie na drążku – odstępstwo od braku sprzętu. Podciąganie nachwytem to bardzo fajne ćwiczenie angażujące plecy.

Przy okazji ćwiczeń pamiętamy oczywiście o wietrzeniu, jeśli tylko pogoda pozwala.

Pracując zdalnie warto pamiętać o bezpieczeństwie, ale o tym już pisał Sekurak.

[1] Pandemia covid-19 oczywiście. Myślałem o wpisie na blogu, ale trochę za mało materiału i za szybko się zmienia, więc luźne myśli lądują w formie lżejszej na Diasporze. Może coś jeszcze napiszę w tym temacie, ale raczej nieprędko.

Ergonomia maców – system i software

W poprzednim wpisie o podobnym tytule było o hardware maców, pora zająć się softem i systemem. Będzie z ponad półrocznej perspektywy, ale muszę przyznać, że niewiele się od pierwszego wrażenia zmieniło. A nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Mocno rozczarowany.

Pierwsze na co się naciąłem korzystając z macowego filesystemu to fakt, że jest prawie case sensitive. Prawie. Otóż lubię robić symlink download -> Download, bo wygodniej się wpisuje bez shift w konsoli. I co? I nie da się. Nawet nie ma sensownego komunikatu o błędzie.

Odnoszę wrażenie, że ergonomia maców generalnie jest chwalona. Spotkałem się z opiniami, że maci są wygodne, dopracowane, a system jest przyjazny. Tymczasem konfiguracja wyglądu kuleje i nie daje miejsca na dostosowanie do indywidualnych preferencji, nawet w podstawowym zakresie.

Pasek z zegarkiem, statusem Wi-Fi, stanem baterii itp. musi być u góry. Nie da się przesunąć go na dół i sprawdzić, by zawsze był widoczny. Nie i już – musi być u góry, a o tym, że ktoś chciałby cały czas mieć dostęp do zegarka itp. również jakby nie pomyślano – o tym niżej.

Na dole jest z kolei dock, który IMO jest totalnie nieprzydatny i – jak pisała Yzoja – zachowuje się dziwnie i nielogicznie. Na szczęście da się skonfigurować jego ukrywanie, więc kontakt z nim ogranicza się w zasadzie do „skaczących” powiadomień. Może są one ładne, ale na dłuższą metę irytujące. Na szczęście nie wyskakują często.

Przyciski do maksymalizacji, minimalizacji okien są po lewej stronie belki okna i nie da się tego zmienić. Dodatkowo brakuje przycisku do maksymalizacji okna takiej, aby pasek statusu był widoczny. Da się to osiągnąć klikając na belce okna, ale przycisku nie ma, a domyślna maksymalizacja ukrywa pasek z zegarkiem i nie da się tego zmienić konfiguracją. Jak dla mnie poświęcenie kikunastu pikseli ekranu to niewielka cena za stały dostęp do skrótu uruchamiania programów, statusu programu i kilku innych informacji.

Systemowy zegarek. Gdy zobaczyłem, że kliknięcie w zegarek nie pokazuje kalendarza, zupełnie zwątpiłem w zdrowy rozsądek twórców systemu. Funkcja bardzo przydatna, obecna i w Linuksie, i w Windows, nawet nie sądziłem, że tak często z niej korzystam. Nie znalazłem fajnego darmowego rozwiązania, które naprawia ten problem, ale przyznaję, że szukałem pobieżnie – i tak mam cały czas w pracy otwarty Google Calendar.

Przełączanie między programami – pisałem, że mi się podoba, bo przełącza nie kolejno, tylko na ostatnio używane, co jest nawet fajne. Niestety, jeśli mamy uruchomione dwie instancje tego samego programu, np. Firefox z dwoma różnymi profilami, to przełączanie cmd-tab nie działa między nimi i trzeba korzystać z innego skrótu: cmd-`. Czyli najpierw cmd-tab, by wybrać Firefoksa, potem cmd-`, by wybrać instancję. Korzystam na szczęście rzadko, bo jest to wyjątkowo niewygodne. Oczywiście możliwości zmiany zachowania brak. Jak cmd-c i cmd-v działające między wszystkimi aplikacjami są plusem, tak ww. jest analogicznym minusem. IMO bardziej upierdliwym.

Aplikacje i ich instalacja. Yzoja nazwała instalator aplikacji żartem dla kilkulatków. Faktycznie jest fatalnie. Oczywistą wadą w stosunku do Linuksa jest brak centralnego zarządzania pakietami. Nie da się jednym poleceniem/kliknięciem zaktualizować wszystkich aplikacji. Wymagana jest instalacja każdego programu z osobna, a aktualizacje żyją własnym życiem. Miało być łatwo (przeciągnięcie w celu instalacji), wyszło koślawo, bo każda aplikacja realizuje to trochę inaczej (np. pozwalając na różne wersje tej samej aplikacji lub nie), są też aplikacje instalowane zupełnie inaczej (brew, macports). Czyli nie jest to jeden sposób instalacji. Dodatkowo kwestię instalacji nowych wersji komplikuje wymuszanie zamknięcia działających instancji. A czasem po prostu wygodniej jest zainstalować nowszą wersję, dokończyć pracę w starej i dopiero wtedy zrobić restart.

Stabilność aplikacji pozostawia wiele do życzenia. LibreOffice Calc z arkuszem kalkulacyjnym, nawet pustym, wiesza mi się po kilkunastu sekundach. Na szczęście nie potrzebuję arkusza, tj. mam online. Może reinstalacja pomoże, tylko zastanawiam się, co poszło nie tak, bo wersję mam najnowszą…

Virtualbox nie jest szybki (w porównaniu z natywnym linuksowym KVM), ale to jakby niekrytyczne i jestem w stanie wybaczyć. Za to po wybudzeniu z uśpienia zużywał 100% CPU i powodował radosne wycie wiatraków, a tego wybaczyć nie mogę. Drążyłem temat, dobrzy ludzie z supportu desktopów w firmie podpowiedzieli polecenia diagnostyczne (konsola, dużo konsoli), w logach padały często odniesienia do dźwięku i faktycznie – po wyłączeniu dźwięku w wirtualkach jest spokój. Ponieważ moje VMki to raczej serwery, to brak dźwięku w nich mnie nie boli, ale wada pozostaje wadą.

Skoro przy dźwięku jesteśmy to kolejna sprawa. Korzystam ze stacji dokującej (Belkin), do której podłączone mam słuchawki. Po odłączeniu od stacji dźwięk przełącza się na wbudowane głośniki, po podpięciu z powrotem do stacji wraca na słuchawki. Prawie zawsze, bo czasem nie wróci i trzeba klikać w ustawieniach systemowych. Urządzenie jest widoczne, więc nie wiem o co mu chodzi. W każdym razie i w zakresie współpracy ze stacją dokującą ergonomia maców pozostawia sporo do życzenia.

Ja rozumiem, że I don’t like the bugs, but the bugs like me zobowiązuje, ale jak dla mnie macOS łączy najgorsze cechy Windowsa i Linuksa i zdecydowanie daleko mu do wygodnego, bezproblemowego systemu, działającego OOTB, jak niektórzy próbują go przedstawać. YMMV

Ergonomia maca

Yzoja napisała wpis o siedmiu miesiącach z macOS, a to przypomniało mi, że miałem w planie ponarzekać na ergonomię maca. Nawet szkic notki miałem gotowy. Nie będzie jednak o systemie, a wyłącznie o hardware, w postaci MacBook Pro 13″. Na system przyjdzie jeszcze kiedyś czas. Dla przypomnienia: korzystam z niego w pracy od jakichś pięciu miesięcy, w domu Linux. Jeśli miałem się do czegoś przyzwyczaić, to już się przyzwyczaiłem, lepiej nie będzie.

MacBook Pro 13"
Źródło: https://www.engadget.com/2018/07/13/macbook-pro-2018-hands-on/

Klawiatura

Na początek standard do narzekań – klawiatura. Klawisze mają mały skok, jest twarda. Nie przeszkadza mi to specjalnie, ale wolę tradycyjne, miękkie, o większym skoku. C’mon, w lapkach i tak jest krótki skok klawiszy w porównaniu z klawiaturami desktopowymi, zwłaszcza starego typu. Dodatkowo klawiatura się psuje, podobno. U mnie póki co działa, ale poczekajmy dwa lata…

Kolejna wada klawiatury to układ, czyli zamieszanie z klawiszami – brak delete, który przeżyłem zaskakująco dobrze, osobny control, który cały czas boli, bo raz trzeba używać control, raz command, a jeśli ktoś używa VMek ze środowiskiem graficznym, to już zupełnie robi się cyrk. Brak funkcyjnych i escape o co widziałem żale – nie boli, bowiem można ustawić, by były domyślnie, cały czas na wyświetlaczu, a głośność itp. po naciśnięciu Fn. Jeśli ktoś tęskni za fizycznym escape i funkcyjnymi to polecam wypróbowanie tego ustawienia. Polecam też Karabiner do przemapowania klawiszy, bez tego pisanie polskich znaków może być bolesne. Jeszcze bardziej polecam przemapowanie klawiszy bez Karabinera. Podświetlanie jest oczywiście fajne, ale konkurencja (choćby Dell) też ma.

Wymiary

Czy komputer może być zbyt płaski? Brzmi paradoksalnie, ale tak, może. Na początku miałem spory problem z podniesieniem maca jedną ręką – nie ma za co chwycić, w związku z czym potrafił się przesunąć, zwłaszcza na bardziej śliskich powierzchniach. Detal i ostatecznie się nauczyłem poprzez zahaczenie czubkami palców o wcięcie, ale nadal – miało być fajnie, a w praktyce tak sobie. I żeby nie było – nie mam grubych palców.

Porty USB-C umieszczone są zbyt blisko siebie. Jeśli wetkniemy dwie wtyczki, nie można złapać wtyczki, trzeba ciągnąć za kabel lub podnosić laptopa i łapać od spodu. W zwykłych lapkach, ze zwykłymi USB nie miałem tego problemu. Możliwe, że związane z poprzednim akapitem albo ogólna wada USB-C – nie mam porównania dla innych maszyn z tymi portami. Niemniej problem występuje. Szczęśliwie można mieć stację dokującą i podłączać jeden kabel i wtedy wszystko gra. W wersji bardziej mobilnej z kolei pewnie będzie dostęp w pionie. Ale co szkodziło projektantom dać centymetr dodatkowej przestrzeni między portami? Nie wiem.

Ekran

Ekran. To najlepszy glare z jakim miałem do czynienia, ale… to nadal glare, a ja nie przepadam za glare. Palcuje się jak głupi i nieco robi za lusterko. Z tym ostatnim można walczyć zwiększając jasność i nawet jest opcja automatycznego dostosowania jasności w zależności od otoczenia, z której korzystam. Działa zacnie, tylko czasami lekko wariuje i co parę sekund (sic!) zmienia temperaturę barwy ekranu. Zdecydowanie ktoś nie znał pojęcia histereza. Ale to już zejście ze sprzętu na system, a to nie ten wpis.

Touchpad

Czy narzekanie na wychwalany wszędzie touchpad jest możliwe? Ano jest. Wada? Brak fizycznych przycisków. Prawy klik nie jest pewny – żeby zrobić prawy klik, trzeba zrobić mocniejsze przyciśnięcie. Żeby zrobić mocniejsze przyciśnięcie, trzeba zrobić słabsze, czyli lewy klik. To teraz wyobraźmy sobie, że mamy link, który bardzo chcemy skopiować, ale którego bardzo nie chcemy kliknąć. Zdecydowanie pewniej czuję się z podpiętą myszką. Zwykłą pecetową, zresztą. Tyle, że nie chodzę z myszą w kieszeni. Oddając sprawiedliwość, poza brakiem fizycznych przycisków to naprawdę dobry touchpad: duży, precyzyjny, wygodny. Jeśli jest sposób, który pozwala pewnie wyeliminować ryzyko lewokliku przed prawoklikiem na touchpadzie – dajcie znać proszę.

Bateria

Kolejny nietypowy zarzut – stosunkowo krótki czas pracy na baterii. Ja rozumiem, że to tylko 13″, w dodatku płaskie, ale czemu ludzie chwalą, że maci trzymają długo na baterii? W porównaniu z Dellami, z którymi miałem do czynienia, mac wypada blado. Benchmarku nie robiłem, ale przewidywany czas pracy, który widzę, to między 3 a 5 godzin na baterii, przy zwykłym użytkowaniu. Czternastocalowy Dell o porównywalnych parametrach miał bardziej 6-8h.

Zamknięcie

Ostatnia wada – zamknięcie magnetyczne i brak możliwości sensownego umieszczenia zasłony na kamerkę. Są fajne nakładane silikonowe zaślepki na kamery, które rewelacyjnie sprawdzają się na tradycyjnych laptopach, ale niestety ich używanie na macu powoduje, że zamknięcie magnetyczne działa mało pewnie. Zasłonki w postaci naklejki są inwazyjne i też mają swoją grubość, a producent sam z siebie niczego nie zaoferował. Jeśli znacie sposób na zasłonięcie kamery – poproszę.

I tyle w kwestii ergonomii maca, jeśli chodzi o hardwar, póki co. Rzeczy oczywiste typu wszystko niewymienne, nierozbieralne i pointegrowane, o których piszą wszędzie pominąłem. Dla jasności, to co opisałem to nie są wielkie wady, po prostu sprzęt daleki jest od ideału. Najbardziej w praktyce doskwiera mi układ klawiatury. Jeśli ktoś korzysta tylko z maców, może się przestawić i przestać zwracać uwagę.

Gdybym jednak miał wybór i musiał korzystać z macOS, to wolałbym chyba hackintosha z hardware 14″ Della, ze względów czysto ergonomicznych. A gdybym najkrócej jak się da mógł opisać zmiany, dzięki którym MacBook Pro byłby IMO lepszy to: ekran 14″, matowy, miękka klawiatura o większym skoku, 3-4 milimetry grubości więcej i dłuższy czas pracy na baterii.