Jak robić lepsze spotkania w Google Calendar?

Przeczytałem wpis o tym, jak telekonferencje zmieniają nasz sposób pracy. I jak jestem zdania, że praca zdalna niesie wiele korzyści, tak gdybym miał wskazywać wady, to ryzyko utraty przerw od komputera wskazałbym jako jedną z głównych. Można je zminimalizować planując skrócone spotkania.

W stacjonarnym modelu pracy okazji na oderwanie się od komputera jest wiele. Wyjście po kawę potrafi skończyć się krótką rozmową w kuchni, spotkania także są przerwą od pracy na komputerze. Przynajmniej dla większości uczestników i przez większość czasu. Czasem któraś osoba obecna na spotkaniu notuje na komputerze, albo ktoś musi sięgnąć po dane.

Dla przypomnienia: zgodnie z prawem pracy, pracownikowi przysługuje 5 minut przerwy od pracy na komputerze na każdą godzinę pracy. Nie musi być to przerwa od pracy w ogóle, ale przy pracy zdalnej raczej tak będzie, bo albo pracujemy na komputerze, albo jesteśmy na spotkaniu… na komputerze. O ile będziemy w stanie zrobić przerwę, a nie będziemy właśnie kończyć jedno spotkanie i zaczynać kolejne. Domyślnie bowiem Google Calendar ustawia koniec i początek spotkań co równe 30 minut.

Jak ustawić skrócone spotkania w Google Calendar?

Na szczęście można to zmienić. Google Calendar posiada bowiem wbudowaną opcję, która umożliwia domyślne ustawianie krótszych spotkań. Krótszych, czyli spotkań nie kończących się o pełnej godzinie.

W wersji angielskiej Google Calendar krótsze spotkania ustawimy poprzez
Settings -> Event settings -> Speedy meetings

Natomiast w polskiej wersji Kalendarza Google będzie to
Ustawienia -> Ustawienia wydarzeń -> Szybkie spotkania

Następnie możemy wybrać łączny czas trwania spotkań w trakcie każdej godziny.

Wady rozwiązania

Rozwiązanie nie jest idealne. Po pierwsze, mamy w ten sposób wpływ tylko na spotkania organizowane przez siebie, nie wszystkie, w których uczestniczymy. Przydałaby się choćby sugestia, że zapraszane osoby korzystają z trybu skróconych spotkań.

Kolejna wada to brak możliwości wybrania 55 minut spotkań, czyli wartości odpowiadającej wprost prawu pracy, w ciągu godziny. Dostępne są jedynie predefiniowane wartości. Najbliższa polskiemu prawu pracy jest wartość 50 minut. Daje ona co prawda więcej, bo 10 minut wolnego od spotkań na godzinę, ale nie jest to duża różnica. Dodatkowo świetnie sprawdza się przy spotkaniach półgodzinnych.

Osobiście za największą wadę uważam brak możliwości wyboru, czy spotkanie powinno być skracane z dołu, czy z góry. System przewiduje tylko wcześniejsze kończenie spotkań. Tymczasem bardziej naturalne wydaje się ustawienie późniejszego ich rozpoczęcia.

Odmładzanie szrotu komputerowego

Jest taki komputer, z którego korzystam w domu rodziców. Poleasingowy desktop, z monitorem CRT 17″, czyli zabytek. Służy do przeglądania WWW, jako terminal oraz jako dodatkowy storage na backupy zdjęć na starych, niewielkich dyskach 3,5″. Korzystam z niego sumarycznie tydzień, może dwa w roku. Kiedyś niewiele więcej. Wyposażony w Intel(R) Core(TM)2 Duo CPU E4600 @ 2.40GHz i 2 GB RAM, w zasadzie spełniał swoje zadanie.

Niestety, 2 GB RAM powodowały, że z niektórymi rzeczami nie dawał rady. I pół biedy, jeśli było to kilka zakładek WWW. Gorzej, że zaczął mieć problem z otwarciem co większych zdjęć z poczty. Korzystam z niego na tyle rzadko, że wymiana sprzętu nie miała sensu. Z drugiej strony wyprzedaję trochę starych podzespołów, więc wiem, jak niskie są ceny. Postanowiłem sprawdzić, czy da się dołożyć pamięci RAM.

Płyta główna

Okazało się, że płyta to DQ35JO i obsługuje wg dmidecode maksymalnie do 8 GB RAM DDR2. Co więcej, ma cztery sloty. Rozważałem dokupienie 2×2 GB, co pozwoliłoby rozbudować pamięć do 4 GB, a przy odrobinie szczęścia do 6 GB. Ceny do zakupu od ręki były nieadekwatne (ok. 40 zł za ww. konfigurację), ale temat nie był pilny. Trochę policytowałem i kupiłem 2×1 GB RAM za… 1 zł. Plus wysyłka.

Procesor

Trochę się rozochociłem, więc sprawdziłem, jakie jeszcze procesory obsługuje płyta. Znowu pozytywne zaskoczenie, bo można włożyć całkiem sporo modeli procesorów, w tym Core 2 Quad. Ceny tych ostatnich znowu były nieadekwatne, ale znalazłem dostępne od ręki Intel Core 2 Duo E8400 3.0 GHz za… 5 zł. Specyfikacja tutaj. Jak widać TDP bez zmian, taktowanie 25% większe, cache L2 trzy razy (sic!) większy. Grzech nie wymienić, znaczy, bo procesor szybszy. Oczywiście to sztuka dla sztuki, pewnie nie odczuję w praktyce różnicy, ale chodzi głównie of fun z grzebania w sprzęcie.

Zakupy

Szczęśliwie sprzedawca miał w ofercie pastę termoprzewodzącą na procesor. Zrobiło się całe 11 zł plus wysyłka, która niemal podwajała cenę. Jak szaleć to szaleć, z miejscem na dyskach też było słabo, więc dorzuciłem dysk 500 GB za 35 zł dzięki czemu wysyłka załapała się na Smart! Dysk się przyda, bo w maszynie był stary, mały dysk IDE oraz niewiele większy SATA. Istotniejsze dane tzn. backupy leżą sobie na softraid RAID1, pozostała część to system i śmieci. Jedyne o czym zapomniałem i musiałem dokupić później, już gdzie indziej, to przejściówka do zasilania dysku SATA za 7 zł z wysyłką.

Wymiana odbyła się błyskawicznie. Najpierw wymieniony RAM i sprawdzenie przy pomocy memtest86+, potem procesor. Cieszę się, że nie skusiłem się na mocniejszy procesor, bo radiator jest… taki sobie. Jakiś stockowy zapewne, mało metalu, nie wygląda na coś potrafiącego odprowadzać większą ilość ciepła.

Ekonomia

Oczywiście z ekonomicznego punktu widzenia sens jest żaden, bo chodziło o fun. Zamiast rozbudowywać stary sprzęt, pewnie bardziej opłaca się kupić gotowy, kompletny zestaw z 4 GB RAM i dyskiem. Sprawdziłem i używany stacjonarny komputer z Core 2 Quad można kupić już za 170 zł. A Core 2 Duo za 130 zł. I to biorąc tylko pod uwagę oferty od Super Sprzedawców.

Oczywiście kupując takiego szrota „do WWW” warto zwrócić uwagę na procesor i rozmiar dysku. Dopłacając symboliczne kwoty można kupić znacznie lepszy sprzęt. Do sporadycznego korzystania pobór prądu nie robi różnicy. Jeśli jednak komputer miałby być włączony codziennie, przez dłuższy czas, warto przeliczyć kalkulatorem, czy nie lepiej zainwestować w coś bardziej energooszczędnego.

Terminal HP T620

Czasy się zmieniają, nawet terminale się zmieniają. Wieki temu miałem terminal T5520, który robił za router i potencjalnie mógł robić za media center dla audio. Teraz szukałem czegoś, na czym mógłby zrobić media center bardziej filmowe. Znaczy, upraszczając: miał działać Netflix.

Rozwiązania dedykowane

Początkowo rozważałem coś w stylu Xiaomi Mi TV Stick albo Xiaomi Mi TV Box. Potem znajomy zainteresował mnie sprzętem Fire TV Stick[1]. Ostatecznie od różnych rozwiązań z Androidem odstraszyły mnie stare wersje systemu oraz uwagi w opisach w stylu „Netflix działa, ale nie wolno aktualizować appki, bo przestanie”. Czyli zauważalny nadchodzący brak wsparcia i możliwości aktualizacji, w tym aktualizacji bezpieczeństwa. Czytaj: spory potencjał na elektrośmieć.

HP T620

Równolegle na horyzoncie pojawił się terminal HP T620.

HP T620
Źródło: strona producenta

HP T620 to tak naprawdę nie konkretny model, a cała rodzina terminali. Łączy je wiele cech wspólnych: duża ilość portów różnego rodzaju, umieszczonych zarówno z przodu, jak i z tyłu, pasywne chłodzenie, energooszczędność (<5 W w idle). Posiadają dwu- lub czterordzeniowy procesor AMD. Pamięć można rozbudować do 16 GB przy pomocy modułów SODIMM. Więcej informacji na stronie producenta.

Wybór

Ostatecznie wygrał sentyment do bezwentylatorowych terminali HP i Linuksa. Po co zamknięty TV stick, skoro można za grosze kupić używany terminal HP T620 z 4 GB RAM? Taki, który będzie nie tylko odtwarzał filmy, ale będzie pełnowartościowym komputerem np. do WWW. I który – co najważniejsze – będzie można zaktualizować.

Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Co prawda opisy nie zachęcały, bo HP T620 sprzedawane były jako deklarowane bez podstawki i zasilacza. Podstawki nie potrzebowałem, zasilacz to zwykły laptopowy HP, więc i tak miałem. Ostatecznie przybył egzemplarz z podstawką i zasilaczem. Podstawka w nieidealnym stanie, ale do odratowania. Zresztą nie używam na razie.

Instalacja

Instalacja Debiana stable z drobnymi problemami. Nie pamiętam z czego dokładnie instalowałem, bo chwyciłem co było pod ręką. Jeden instalator upierał się przy GPT, efektem czego był niebootujący się system. Drugi z kolei miał problem z WiFi – znany temat braku firmware w instalatorach Debiana. Ostatecznie po prostu na czas instalacji podpiąłem kabel. Przy okazji przetestowałem działanie systemu uruchomionego z USB. HT T620 posiada USB 3.0, więc powinno być OK. I jest. Zresztą taki był pierwotny plan uruchomienia. Jednak wbudowane 8 GB flash okazało się wystarczające nawet na rozbudowany system.

Wydajność

Przyznam, że początek był rozczarowujący. Po włączeniu Firefoksa i Netfliksa trochę jakby cięło, a procesor na 100%. Po włączeniu filmu było lepiej, ale nadal nie byłem przekonany o pełnej płynności. Zmieniłem przeglądarkę na Brave i jest o niebo lepiej. Nadal duże obciążenie CPU po włączeniu strony, ale już po uruchomieniu filmu jest OK. O tyle, o ile może być OK na i przeglądarce. Bo zdaje się full HD wymaga dodatkowych zabiegów. Nie wiem, nie robiłem, jakość jest zupełnie wystarczająca. Może kiedyś się pobawię.

Netflix i 1080p w przeglądarce

No to na koniec garść linków dotyczących Netfliksa w 1080p w przeglądarce. Nie testowałem póki co.

  1. Watch Netflix in 1080p in Firefox web extension download now
  2. Netflix in 1080p in Chrome
  3. Raspberry Pi Netflix One Line Easy Install – along with Hulu, Amazon Prime, Disney Plus, HBO, Spotify, Pandora, and many others

[1] Niezła strona z „hackami”: firestickhacks.com