Instalacja drukarki HP DeskJet 920c na Linuksie

Zauważyłem skandaliczne zaniedbanie: nie mam żadnego wpisu o Linuksie i drukarkach na blogu. Jest jeden jedyny ślad w postaci opisu zużycia prądu przez HP DeskJet 854c na eksperymentalnym blogu wattmeter. A przecież drukarki to taki wdzięczny temat. Można pisać tomy o praktykach rynkowych producentów, czyli dymaniu konsumentów, o wolności, o ekologii… Last but not least drukarka miała ważny wkład w powstanie wolnego oprogramowania. Przy okazji, jeśli ktoś nie czytał Free as in Freedom, to polecam, jest dostępne za darmo.

Tym razem jednak będzie nieco mniej wodolejstwa, a więcej techniki. Nowoczesny sprzęt nieco odmówił posłuszeństwa i musiałem wrócić do korzeni, czyli tytułowej drukarki. W dodatku instalując ją na nowym sprzęcie. Instalacja drukarki na Linuksie jest prosta, ale system działa latami bez reinstalacji, więc stwierdziłem, że po prostu nie pamiętam jak to zrobić. Świetny pretekst do zrobienia wpisu.

HP deskjet 920c

Źródło: https://www.recycledgoods.com/

O DeskJet 920c słów parę

HP DeskJet 920c to stara drukarka atramentowa. Ma te same kartridże co 854c, ze zintegrowanymi głowicami, co przeważyło o jej przyjęciu. Trafiła do mnie bowiem jako sprzęt przestarzały moralnie. Ot, kiedyś ktoś w firmie kupił nowy, lepszy sprzęt i oddawał stary. Tymczasem ja drukuję niewiele, a wieki temu nauczyłem się szybko i skutecznie napełniać kolor czarny w tych kartridżach i od tej pory jestem wierny HP. Tym bardziej, że tolerancja na różne tusze uzupełniające też jest spora. Co prawda staram się trzymać w miarę możliwości przeznaczonych do tego modelu lub linii, ale różnie z tym bywało. A drukuje zawsze dobrze, cokolwiek wleję.

Kolor niby napełnia się analogicznie, ale wychodziło mi to gorzej i drukowało zawsze nieidealnie – jakieś przerwy, paski itp. Może mniej używane i głowica zaschła? W każdym razie dwa czy trzy razy podchodziłem do tematu i mimo różnych tricków, które działały dla tuszu czarnego, nigdy nie było dobrze. Ponieważ niespecjalnie potrzebowałem koloru, zniechęciłem się i zaprzestałem dalszych prób.

Podłączenie i instalacja

Instalacja przeprowadzona została na Debianie Bullseye, ale z tego co pamiętam wcześniej wyglądała analogicznie.

Po podłączeniu drukarki lsusb pokazuje:

Bus 003 Device 006: ID 03f0:1504 HP, Inc DeskJet 920c

natomiast dmesg:

[ 165.918646] usb 3-1.4: new full-speed USB device number 6 using ehci-pci
[ 166.079696] usb 3-1.4: New USB device found, idVendor=03f0, idProduct=1504, bcdDevice= 1.00
[ 166.079706] usb 3-1.4: New USB device strings: Mfr=1, Product=2, SerialNumber=3
[ 166.079712] usb 3-1.4: Product: DeskJet 920C
[ 166.079715] usb 3-1.4: Manufacturer: Hewlett-Packard
[ 166.079719] usb 3-1.4: SerialNumber: CN1596C025BI
[ 166.111410] usblp 3-1.4:1.0: usblp1: USB Bidirectional printer dev 6 if 0 alt 0 proto 2 vid 0x03F0 pid 0x1504

Najpierw instalujemy pakiety, a w zasadzie pakiet. CUPS zostanie doinstalowany w ramach spełniania zależności.

apt install hplip

Następnie dodajemy wybranego użytkownika USER do grupy z uprawnieniami administracyjnymi do drukarki.

adduser USER lpadmin

Resztę można wyklikać. I tak jest najłatwiej. Aby dostać się do interfejsu zarządzania CUPS, w przeglądarce wchodzimy na http://localhost:631 Przechodzimy do administration, wybieramy add printer. Uwierzytelniamy się jako użytkownik, któremu wcześniej przyznaliśmy dostęp. I działamy, czyli w zasadzie klikamy continue. Seria zrzutów ekranu poniżej.

Wybieramy lokalną drukarkę:

CUPS wybór drukarki HP DeskJet 920c

Ustawiamy jej nazwę:

CUPS - nadanie nazwy drukarki

Jeśli chcemy, możemy także w tym miejscu ustawić udostępnianie drukarki.
Następnie wybieramy sterownik drukarki:

CUPS - wybór sterownika

Nie wiem, czemu pokazał tyle sterowników. Wybrałem pierwszy z brzegu.
Na koniec ustawiamy domyślne ustawienia drukowania:

CUPS - wybór domyślnych ustawień drukowania

I to tyle, jeśli chodzi o instalację HP DeskJet 920c na Linuksie. Od tej pory możemy korzystać z drukarki.

Terminal HP T630

Jakiś czas temu pisałem o zakupionym HP T620. Sprawdził się jako sprzęt. Brak wentylatora, możliwości rozbudowy RAM i SSD, dużo wyjść. Działał dobrze i w sumie nie było powodu do wymiany, ale… Kumpel z pracy też kupił T620. Tyle, że w wersji z czterema rdzeniami. I jak mi dwa rdzenie wystarczały, tak widać po obciążeniu było, że do odtwarzania multimediów na styk są. I pewne operacje, nazwijmy to przygotowawcze do odtwarzania, mogłyby wykonywać się szybciej. No i kupiłem wersję z SSD o rozmiarze 8 GB, co dla Debiana z GUI pod rozrywkę i multimedia też na styk było[1]. Więc niby mógłby robić za podstawowy desktop, ale jednak nie do końca.

Terminal HP T630
Źródło: strona producenta

Pojawił się więc pomysł wymiany na wersję z czterema rdzeniami. Tym bardziej, że nie boję się kupna wersji używanej, a systemu nie potrzebuję – Debian działa dobrze. Trochę jest to próba racjonalizacji nowego gadżetu, nie ukrywam. Normalnie szukałbym nowej płytki z SoC ARM, ale ceny są tu tak nieprzyzwoicie wysokie, że odpuściłem. Jak już szukałem, to postanowiłem sprawdzić, czy są jakieś alternatywy.

Okazało się, że istnieją terminale HP T630, bardzo podobne do T620. Główna różnica to taktowanie CPU. 2 GHz, zamiast 1.5 GHz w wersji czterordzeniowej. I dwa razy większy maksymalny rozmiar pamięci RAM. Kupiłem więc T630 w wersji z dyskiem 32 GB i 8 GB RAM. Dla pamięci: w sierpniu 2022 zapłaciłem 220 zł. T620 miał 8 GB dysk, 4 GB RAM i kosztował w listopadzie 2020 120 zł.

Instalacja Debiana bezproblemowa. Działanie po uruchomieniu także. Poza jedną, istotną, wynikającą z hardware różnicą. Otóż T620 posiadał dwa osobne gniazda: line-in oraz line-out, a dodatkowo gniazdo słuchawkowe. W HP T630 jest nadal gniazdo słuchawkowe na froncie, ale gniazdo oznaczone line-in oraz line-out jest tylko jedno. Było z tym niewielkie zamieszanie, ale o tym w kolejnym wpisie.

Jest zauważalnie szybciej. Czy spróbuję, choćby testowo, korzystać z HP T630 jako podstawowego desktopa? Zobaczymy. Szansa na pewno jest.

[1] Tak, można wymienić SSD. Albo wręcz dołożyć pendrive’a albo czytnik kart microSD na USB do któregoś z licznych wolnych portów USB. W tym USB 3.0.

Gosund SP-111 cz. 2

W tej części cyklu wpisów o Gosund SP-111 opiszę moje perypetie związane z wymianą firmware. Zaczęło się od tego, że chciałem uzyskać możliwość sterowania urządzeniem bez dostępu do internetu. O tym, czemu miałem takie wymaganie może następnym razem. W każdym razie urządzenie posiada wsparcie w otwartych firmware, np. obsługiwane jest przez Tasmota.

Wgrywanie Tasmota bez kabli

Istnieją opisy jak flashować Gosund SP-111 rozkręcając gniazdko i podłączając przewody. Choć posiadam sprzęt, wolałem tego uniknać, dlatego ucieszyłem się, znajdując ten opis bezprzewodowej wymiany firmware przy pomocy tuya-convert. Doczytałem gdzieś, że najlepiej nie pozwolić urządzeniu łączyć się z internetem, tylko od razu przystąpić do flashowania. Chodzi o uniknięcie aktualizacji oprogramowania – podobno nowe wersje mają jakieś zabezpieczenia przed aktualizacją przez tuya-convert.

Po krótkiej zabawie najpierw z Orange Pi, następnie Banana Pi doszedłem do tego, że trzeba trochę powalczyć z konfiguracją, zmieniając nazwę urządzenia sieciowego. Karta wbudowana w Orange Pi nie działała, z kolei sam system nie widział mojej karty na USB, stąd ostatecznie przełączenie na Banana Pi. Niestety, mimo trzymania się i opisu, i instrukcji ze strony projektu, nie udało się wgrać oprogramowania przy pomocy tuya-convert. Ani korzystając z głównej gałęzi oprogramowania, ani z wersji developerskiej.

Oryginalne oprogramowanie i API

Stwierdziłem, że pora wypróbować oryginalne oprogramowanie i zobaczyć, czy urządzenie w ogóle jest sprawne. Zainstalowałem aplikację, zarejestrowałem konto, podłączyłem – wszystko działa. Chyba zaktualizowałem oprogramowanie producenta. Albo zrobiło się to samo? Nie pamiętam. Okazało się również, że powinno dać się uzyskać klucz API umożliwiający sterowanie z użyciem oryginalnego oprogramowania. Po szczegóły odsyłam do projektu tuyapi. Jednak gdy zobaczyłem, że mam zakładać kolejne konto, w kolejnym serwisie, zwątpiłem.

Podszedłem jeszcze raz do flashowania przy pomocy tuya-convert i… tym razem udało się od kopa. Nie wiem czy znaczenie miała aktywacja z oryginalnym oprogramowaniem, czy ew. aktualizacja firmware producenta. Po prostu się firmware się sflashował i… cegła. Krótki błysk po włączeniu zasilanie i tyle. Logi też nie nastrajały optymistycznie, ostatnie co było widać to:

smarthack-web.log:[I 211220 22:07:17 web:2239] 200 GET /files/upgrade.bin (10.42.42.12) 4003.81ms

Wgranie oprogramowania przy pomocy konwertera FTDI

Czyli przyszła pora przeprosić się z kabelkami. Skorzystałem z tego opisu i wgrania firmware przy pomocy esptool. W zasadzie uznałbym go za bardzo dobry, jednak przestrzegam przed poleganiem na kolorach kabli ze zdjęć. Zawsze należy czytać opisy pinów i łączyć zgodnie z opisem. Wpis ten jest dobrym przykładem, bo zdjęcie konwertera FTDI pochodzi bowiem prawdopodobnie z innego podłączenia, niż zdjęcie samego Gosund SP-111 z podłączonymi kabelkami. Tak czy inaczej, opis jest dobry, uwagi dotyczące zaostrzenia pinów czy użycia taśmy klejącej jak najbardziej na miejscu. Oczywiście całą operację flashowania i podłączania kabelków wykonujemy na urządzeniu wypiętym z gniazdka 230V.

Flashowanie „po kablu” przebiegło poprawnie i bez niespodzianek, włożyłem Gosund SP-111 do gniazdka, włączyłem zasilanie i… znowu krótki błysk i zupełna ciemność, całkiem jak po flashowaniu bezprzewodowym.

Tym razem jednak coś mnie tknęło, albo przeczytałem w którymś opisie i przeskanowałem dostępne sieci WiFi. I oczywiście, znalazł się tam nowy AP, po podłączeniu którego mogłem skonfigurować urządzenie. Czyli prawdopodobnie podmiana oprogramowania przy pomocy tuya-convert także była skuteczna. To, czego nie wiedziałem, to fakt, że zachowaniem LED steruje się przy pomocy template’u, który wgrywa się samodzielnie, później.

Jednym słowem, nie ma to jak utrudnić sobie życie i wypróbować wiele sposobów. Grunt jednak, że udało się dotrzeć do szczęśliwego finału, czyli mój Gosund SP-111 działa pod kontrolą otwartego firmware w postaci Tasmota.