Kraków.

21 września, 2008

Krótkie wrażenia z jeszcze krótszego pobytu w Krakowie (w sumie wieki tam nie byłem) - miasto (centrum) generalnie ładne (architektura, rozmieszczenie sklepów, przejścia dla pieszych, zieleń). Na tyle ładne, że na pierwszy rzut oka mógłbym mieszkać. Drugi rzut oka - tragedia na chodnikach. Po części zapewne dlatego, że akurat w rozkopanej okolicy się poruszałem, ale także dlatego, że kierowcy parkują wprost tragicznie - praktycznie nigdzie nie ma przepisowego 1,5 m chodnika zostawionego. Gorzej niż w Poznaniu. Knajpy OK i bez szoku cenowego. Zdecydowanie większe zróżnicowanie językowe - o niebo więcej turystów.

Poza tym, tragiczny tłok komunikacyjny. Kolejne miasto, gdzie raczej nie chciałbym mieć samochodu, bo przejazd trwa tragicznie długo. Komunikacją miejską nie jeździłem, ale trochę wydzielonych torowisk jest, więc ma to szansę działać. Sporo rowerów.

W galerii tragedia. Konsumpcja wyniesiona do granic przyzwoitości. W okolicy zagłębia spożywczego (fajna idea w sumie), czyli Mc Donald's, Subway i co tam jeszcze trudno o wolne miejsce. A zajęcie miejsca siedzącego dla 3 osób, gdy masz na sobie mały plecak i torbę z laptopem graniczy z niemożliwością. Wyścigi, rzuty torbą itp. Najdziwniejsze jest to, że w ten tłok, ścisk i hałas (gwar okrutny) pchają się ludzie ot tak po prostu, a nie dlatego, że akurat mają godzinę do pociągu, a lepiej się czeka coś jedząc/pijąc, niż na dworcu... Jest to zjawisko, którego nie jestem w stanie zrozumieć.

Na dworcu też tłok (głównie przy kasach), ale mniejszy niż w Poznaniu. I w sumie tłok i mało przestrzeni dla pieszych było tym, co najbardziej zapamiętałem z pobytu. Chociaż wieczorami Kazimierz całkiem spokojny i niezatłoczony był... Powietrze OK.

Wolna muzyka.

14 września, 2008

Stało się. Jak widać w sidebarze, korzystając z odrobiny wolnego czasu, założyłem konto na Jamendo, czyli serwisie z muzyką na wolnej licencji. Bezpośrednią przyczyną była chęć zbookmarkowania zespołu Predator, a konkretnie utworu "Don't come closer" tegoż zespołu, który to trochę mi Moskwę przypomina i zdecydowanie czystym punkiem nie jest. Ale takie lekkie wpływy metalowe bardzo lubię.

Przy okazji - podczas urlopu i wizyty na Downhill Summer Festival uzyskałem zgodę wszystkich pozostałych członków zespołu WBiA na zamieszczenie płyty na ww. serwisie. Przed zamieszczeniem jeszcze dziś powstrzymał mnie jedynie brak dostępu do zmasterowanej wersji w postaci .wav (serwis wymaga dodawania .wav lub .flac, a z mp3 nie chciałem robić .wav, skoro gdzieś może wykopię oryginał...). Podobno takie publiczne zapowiedzenie czegoś dobrze wpływa na wykonanie. ;-)

Porządków czas.

26 sierpnia, 2008

Stwierdziłem, że obecne kategorie nijak nie przystają do rzeczywistości i 90% ląduje w "Ogólne", co jest bzdurą. Zatem trzeba zrobić porządek. Także ze starymi wpisami, które nie tylko kategorie mają nienadane, ale i tagi... I formatowanie wyszło przy okazji...

Zatem stworzyłem parę nowych kategorii (proces zmiany kategorii jest daleki od zakończenia), paru najstarszym wpisom dodałem tagi i kategorie oraz uzupełniłem o formatowanie. Na pewno bardziej mi się to podoba. Łatwiej będzie coś znaleźć. Generalne założenie jest takie, by wpis należał maksymalnie do 3 kategorii i nie był w "Ogólne".

Jest takie powiedzenie, że po nagraniu płyty rozpadają się zespoły. I niestety coś w tym jest. Ciekawe czy po zrobieniu porządków zakończę pisanie bloga. Takie dziwne przeczucie mam.

Yerba mate - pierwszy raz.

01 czerwca, 2008

Pierwszy raz z tykwy, oczywiście (nie mylić z bombillą - ta w użyciu od dawna). A w sumie nie pierwszy, bo pierwszy był kiedyś w herbaciarni, ale to było dawno i nieprawda. Tykwę dostałem dawno temu, ale jakoś nie było okazji się napić, tym bardziej że tykwę trzeba przygotować... No jakoś w ten niedzielny poranek, dzień dziecka, wyszło.

Trochę często trzeba dolewać (bo to taka mała tykwa, towarzystka wręcz[1]), ale poza tym bardzo fajnie się z tego pije. Nie stygnie tak szybko, nie wylewa się, bombilla się nie buja... Miodzio.

[1] Polecam poczytać o kulturze picia mate, jak ktoś nie wie, o co z towarzystwem chodzi. ;)

Nerdquiz - top 30.

24 maja, 2008

W końcu udało mi się dobrnąć do top 30 w notowaniu 50-dniowym w nerdquizie. Yet Another Goal Achieved. :]

Co teraz? Top 100 notowania ogólnego na celowniku, zapewne. No i dodawanie własnych, wrednych pytań (może w końcu się zmuszę do wysłania przykładowych). ;>

Oczywiście zachęcam do zabawy. Sporo rzeczy się człowiek dowiaduje.

Włączam sobie wczoraj wieczorem tunapie, patrzę co grają, a tam Matrix (jedyna słuszna część, czyli pierwsza) leci na kanale desync.com: awesome movies (HQ). Miło. Jak ktoś chce obejrzeć, to warto poczekać trochę - tam leci kilka filmów na krzyż na okrągło. Jakość - minimum w czym się da oglądać filmy, czyli 800kbit. Have fun.

9 lat od premiery. Nic dziwnego, że przywołuje wspomnienia...

Tak sobie patrzę i stwierdzam, że sporo wpisów, które miałem popełnić na lvl 1 nie zaistniało lub zaistniało w formie drastycznie skróconej. Typu wpisy urlopowe, długoweekendowe itp. głównie z kategorii prywatne. Ale jakoś o technikaliach pisze mi się łatwiej. O długim weekendzie pełnego wpisu nie sklecę, więc...

W ramach wykorzystania zaległego urlopu wziąłem ostatnie 3 dni wolnego, co razem złożyło się na długi, bo dziewięciodniowy weekend. Krótko podsumowując: udało się częściowo zrobić porządki ze sprzętem/systemami. Udało się odpocząć i pobyczyć na trawce. Rodzina się napatrzyła na nas, mała ładnie się zaadaptowała do miejsca. Spotkania ze znajomymi - bdb (grille, knajpy). Spokania ze SzLUUG - zero odbytych (przyjmijmy, że to z powodu tego, że lista nie działa i okres wyjazdowy, a nie z powodu rozkładu organizacji). Znacznie poprawiona ilość przyjmowanych kalorii. Zero przeczytanych książek, chyba żadnego filmu. Muzycznie również lipa, chociaż polski top wszechczasów w Trójce był niezły. Stepmania: skikałem znacznie mniej, niż zakładałem, ale forma zachowana, nawet parę nowych rekordów. Powietrze w Sz-nie znacznie lepsze, zieleni też więcej. I coś się w tym mieście zmienia. Na przykład po wielu latach oczekiwania doczekałem automatów do sprzedaży biletów SOP. Wolne to dobra rzecz (tm).

Zdarzenia opisane w części pierwszej to mały pikuś. Poprzednie wykorzystanie sklepu internetowego miało swój wiele mówiący epilog, ja znowu korzystałem z dobrodziejstw porównywarek cen, ze sklepu internetowego, oraz listy Polskiego Towarzystwa Informatycznego.

Czytaj dalej...

Skuszony.

21 lutego, 2008

Mija rok, odkąd - z różnych przyczyn - zmieniłem ISP na GTSE i ich Multimo. Koniec lojalki, a więc pora weryfikacji usługi.

Początki nie były łatwe ale bez tragegii. Poza tym - na tyle na ile mogę stwierdzić, bo z łącza korzystają głównie rodzice - technicznie usługa działa OK. W każdym razie nie odnotowaliśmy innych, większych problemów.

Tymczasem pojawiła się nowa promocja Zostań z Multimo. I dotyczy ona abonentów

Czytaj dalej...

Oswajanie miasta.

20 stycznia, 2008

Nie wiem czemu, ale najlepiej oswajam miasto wracając z lokalu. Oswajam, czyli koduję w głębszych warstwach świadomości. Nie wiem, jak to dokładnie określić. To jest to, że idąc się nie zgubisz (nawet jak nie myślisz którędy idziesz) i po ciemku wiesz w mieszkaniu, gdzie są schody, buty, drzwi (tyle, że w odniesieniu do miasta).
A poza tym wypad do knajpy. Pobliskiej, zresztą. B. miło. Może dlatego, że dawno nie byłem. A może dlatego, że knajpa w porządku. A może po prostu towarzystwo?
Chyba się starzeję - dobrze mi było w knajpie, gdzie byliśmy jedni z młodszych, byli kelnerzy z tacami, obrusy, koleś grał na fortepianie (na żywo, ale nie koncert). I nie było dużo dymu, za to było dużo przestrzeni...
Anyway, takie wypady to można powtarzać. Zwł. że zimno nie jest. ;)

2007/2008

01 stycznia, 2008

Rok 2007 minął. Z uwagi na dużą ilość zmian i wydarzeń był ciekawy. Jestem z niego zadowolony (poza zdrowiem, może - troszkę za dużo ze służbą zdrowia mieliśmy do czynienia, choć sporo to profilaktyka) i mam nadzieję, że przyszły nie będzie gorszy.
Krótkie podsumowanie okresu świątecznego - dłuuugi pobyt w domu, parę starych rozrywek (newsy), nowe rekordy na stepmanii, spotkanie z częścią ludzi z liceum, spotkanie z częścią znajomych. Spotkanie z rodziną, Sylwester ze znajomymi (niestety, paru osób na które liczyłem nie było). W końcu w domu, na dłużej i na spokojnie. Trafione prezenty.
Było miło. Następna taka okazja pewnie za pół roku (realnie patrząc, szansa na przyjazd jest minimalna, chyba, że nas odwiedzicie - zapraszam).
A teraz - powrót do nowego domu i do pracy. Z nowymi siłami. Sporo zrobione, sporo do zrobienia. ;)

PS Tym, którzy wysyłali życzenia świąteczne i noworoczne dziękuję. Ja mając wizję imprezy sylwestrowej na której wszyscy klikają SMSy/rozmawiają przez tel. postanowiłem w tym roku nie wysyłać SMSów. Może się zobaczymy, następnym razem?

"Mam dwie ręce...

07 października, 2007

Mmm, to już było. To na mej psychice bardzo się odbiło."
W środę zdjęli mi gips. Się zrosło ('tylko niech pan tym palcem gdzieś nie pierdolnie bo świeżo zrośnięty' - dosłowny cytat z doktora), ale 5 tygodni w gipsie to jednak masakra jest. Nadal nie ruszam dobrze ręką. I to nie tym miejscem, gdzie złamanie było. Ogólnie stawy zastane, opuchnięte (nie tylko stawy). Ścięgna chyba też się poskracały... Ale ćwiczę i jest coraz lepiej. Ciekawe ile do pełnego wydobrzenia minie (nie mówię o sile, tylko o zakresie ruchu)... 2 tygodnie? Na tydzień już nie liczę... No ale do pracy już się łapka praktycznie nadaje. Tzn. klepię na kompie i to z 'combosami' (znaczy kombinacje shift+alt+coś) i tylko minimalny dyskomfort czuję przy tym. :-)
A co do odbicia na psychice: w dwie strony działa. Dzień pierwszy siedziałem jakbym gips miał. Teraz dla odmiany odruchowo próbuję wykonać czynności tą 'niepełną' ręką takie, których nie mam jeszcze szansy zrobić (typu podnieść patelnię). Ech, nawyki...

Ponieważ skończył się okres próbny, to pora na małe podsumowanie. Szybkie porównanie z poprzednią: mniej kontaktu z klientami (plus), generalnie sam organizuję sobie czas pracy (tzn. w porozumieniu ze współpracownikami, ale duuuża elastyczność jest; plus), nie ma rozwalonego całego tygodnia (różne pory pracy były, plus), praca często w domu/po godzinach (plus/minus - ale 'widziały gały co brały'), nowe rzeczy do zrobienia/nauczenia się (plus), pewne rzeczy nie są poukładane (neutralne - więcej roboty, czasem zbędne zamieszanie, ale można ułożyć po swojemu), rozmyty zakres obowiązków ('informatyk' robi wszystko - neutralne), współpracownicy - w obu pracach OK (plus), więcej pracy twórczej (plus, przynajmniej na razie), większa swoboda we wdrażaniu własnych pomysłów/rozwiązań (plus), większa odpowiedzialność (chyba minus?).
Generalnie cieszę się, że pracowałem, gdzie pracowałem, oraz że już nie pracuję tam, tylko tu. Chyba na wszystko jest czas, a z pewnych rzeczy się chyba po prostu wyrasta (nie dotyczy punk-rocka (; ).

Fork process in progress...

12 września, 2007

czyli: ni ska ha barn.

W sumie miałem to wpisać już dawno i dokładnie, ale będzie tylko krótka notka. Zmieniam pracę, zmieniam miasto. Została masa formalności, znalezienie mieszkania itd. Ze zboczeń po studiach - w pamięci utkwiły mi szanse i zagrożenia, z powiedzonek - trawa zawsze jest bardziej zielona po drugiej stronie wzgórza.

Poza tym - tak już z perspektywy - stwierdziłem, że bardzo dobrze mi się pracowało (w zasadzie: pracuje, bo jeszcze tu jestem) w obecnej pracy (mimo wielu drobnych upierdliwości). Nawet jak coś denerwuje i jest dużo za dużo pracy.

Ale trawa jest bardziej zielona...