SzLUUG.
07 listopada, 2005
Na ostatnim zebraniu SzLUUGa padło trudne pytanie "po co nam SzLUUG". Skończyło się na wypełnianiu ankiety. Oczywiście podszedłem do tego mało poważnie i wpisałem 'piwo'. Hm, po głębszej refleksji dochodzę do wniosku, że nie było to tak mało poważne, jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.
Oczywiście 'piwo' to pewien skrót myślowy, ale tak naprawdę najważniejsze w SzLUUGu było/jest dla mnie to, że spotykam się z ciekawymi ludźmi i wymieniam - mniej lub bardziej ciekawe - doświadczenia i poglądy. Reszta, w tym zaplecze techniczne itd. to dla mnie (i dla sporej części SzLUUGowiczów) sprawa drugorzędna. W końcu prawie każdy ma jedna lub więcej maszynek 24/7, postawienie potrzebnych usług to kwestia chęci i tych paru minut...
Z moich obserwacji wynika, że jest/tworzy się pewien podział, na 'partyzantów' i skład obecny. Cóż. Poniekąd nie do uniknięcia, dopóki 'partyzanci' patrzą, wspominają i uśmiechają się pod nosem - nie ma sprawy. Byle młodych nie zniechęcali. Bo młodych nie ma. Nie dlatego, że nie chcą. Boją/wstydzą się. Nie czują się 'u siebie'.
W sumie zastanawiam się, czy nie powinienem bardziej do partyzantów iść. Pewnie nie. Co prawda dołączyłem dość wcześnie, ale na początku zdecydowanie czułem się gościem, nie 'u siebie'. Czyli jak młodzi teraz. Zresztą, jakiś pomost się przyda. Tylko ja się kiepsko nadaję na łącznika.
No nic. Jakoś to będzie. Albo nie będzie. Na piwo zawsze zdołamy pójść. A w sumie chyba o to chodziło, prawda?