Nanoblogging

Szedłem sobie do pracy, po części ciesząc się pięknym porankiem, a po części dumając nad upadkiem blogów w ogólności, a μblogów w szczególności i wpadłem na pomysł: nanoblogging. Powody są dwa. Pierwszy: to pisanie μbloga nie jest jakieś specjalnie wygodne, zwł. z telefonu. Po drugie, i tak wiele komunikacji międzyludzkiej sprowadza się do hasłowych zwrotów, czasem tagów.

No to zasady: treść wpisu składa się z informacji o autorze (login), miejscu (koordynaty GPS), timestampa (AKA czas) i… tagów. Zwanych czasem hashtagami, zupełnie nie wiem czemu. Ale ja stary jestem i z Blipa, tam zawsze tagi były z hashem… I tyle. No, jeszcze miejsce na login innego użytkownika lub URL do jego nanowpisu. Hm, i URLe do zewnętrznych serwisów, oczywiście automagicznie skracane.

Piszący nie wpisuje sam tagów, tylko wybiera je z predefiniowanej listy. Do namysłu, czy tylko gotowe dostają użytkownicy i muszą boczkiem prosić autorów serwisu o dodanie nowych, czy mogą jakoś w oddzielnym trybie tworzyć własne tagi. Część tagów może być podpowiadana na podstawie pozycji GPS.

Zdziwiłbym się, gdybym był pierwszy, który wpadł na taki pomysł, więc wpisałem nanoblogging w wyszukiwarkę. I faktycznie, już 5 lat temu było o serwisie Flutter. Oto świetny film o nim.

Patrząc na metody komunikacji, wygląda, że dla wielu osób byłoby to całkowicie wystarczające. Zaspokaja informacyjne ADHD i ekstrawertyzm, a o ileż prostsze w użyciu… W sumie szkoda, że Flutter to tylko żart. Chętnie popatrzyłbym na jakieś statystyki użycia tagów per osoba i per ogół ludzi. Ciekawe ile „wyrazów” by (nam) wystarczyło do „komunikacji”?

2 odpowiedzi na “Nanoblogging”

  1. Gdybym to ja był autorem tego wpisu skończyłby się on po pierwszym akapicie z dopiskiem, że _zbyt_ wiele aspektów komunikacji sprowadza się właśnie do haseł.

    To, że blogi umierają, jak to określiłeś, zawdzięczasz IMHO własnie hashtagom i hasłowym traktowaniem otaczającej rzeczywistości. Ludziom się potem nie chce czytać tekstu dłuższego niż kilka zdań, bo przełączeni są na to nowoczesne ADHD i nie potrafią się na jednej rzeczy skupić dłużej, niż przez kilka(naście) sekund. Dłuższy tekst to nuda, która powoduje odruch klikania w „next” lub „close”. Byłbym zapomniał o głaskaniu.

    Pomysł z predefiniowaną listą hashtagów też chyba nietrafiony, bo o ile dobrze rozumiem ideę i modę na hashtagi, to polega ona na wymyślaniu wciąż nowych, ale być może jestem w błędzie – jestem tak stary, że już nawet Blip był dla mnie nie do ogarnięcia rozumem ;o) – może mam za mały ;-P

    Reasumując – jestem na nie, bo przez te wszystkie Twarzoksiążki, hashtagi i inne metody sprowadzania wszystkiego do pojedynczych haseł coraz trudniej się z kimkolwiek dogadać w realnym świecie lub zrozumieć o co komuś chodzi.

  2. Też jestem na nie. To jest świetny głupi pomysł[1]. 😉 Idealnie to podsumowuje filmik. Chociaż, jak pisałem – żałuję, że takiego serwisu jeszcze ktoś nie zrobił. Naprawdę zobaczyłbym, ilu ludzi korzysta i jak. 😉

    [1] Choć technicznie wykonalny i nawet pewne uzasadnienie – np. jak we wpisie – ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *